piątek, 24 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ SZÓSTY "Zrozumiałem, że nie jest mi obojętna. I ja chyba jej też..."

     Znów stałam przed ogromną skocznią. Majestatyczna, dumna, "pewna siebie"...           
     "Zupełne przeciwieństwo mnie." 
     Tym razem jednak towarzyszyły mi zupełnie inne emocje, niż na wczorajszym konkursie. Zadumana stałam gdzieś z boku, wpatrując się w oddalony o kilkadziesiąt metrów ogromny ekran, jednocześnie śledząc wyniki. Mojego humoru nawet nie poprawił dobry skok Markusa, który po pierwszej serii uplasował się na trzecim miejscu. Bądź co bądź, do lidera tracił aż trzydzieści punktów, to nadal miał szansę na wygraną. Jedno było pewne - niemieccy skoczkowie zabalują na dzisiejszej imprezie, bo oto bowiem liderującym był nie kto inny, jak Freund, deklasując przeciwników fenomenalnym skokiem.
     Druga seria przebiegła również po myśli naszych zachodnich sąsiadów. Konkurs wygrał Severin, na drugim zaś miejscu znalazł się Markus. Niemieccy kibice byli wniebowzięci, krzycząc coś w swoim ojczystym języku. A co z moim szczęściem? 
     Długo stałam pod telebimem przyglądając się wynikom, jakbym zobaczyła w nich sens mojego życia. Usłyszałam ciepły, przyjemny głos, ostatnio często towarzyszący mi w wolnych chwilach. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Go. Nogi mi się ugięły, po ciele przeszedł dreszcz, a w brzuchu czułam, jakby uwięziono mi rój owadów. Jego ciemne oczy radośnie lustrowały moją twarz. 
     - Powoli cię doganiam - zaśmiał się. - Coś się stało? 
     Ocknęłam się.
     - Nie, nic. Zamyśliłam się trochę - uśmiechnęłam się lekko. Było trudno.
     - O której mam dzisiaj po ciebie przyjść?
     "O co mu chodzi? Po co ma przyjść? Gdzie ja z nim idę?"
     - Przepraszam, ale nie wiem co masz na myśli.
     - Chodzi mi o dzisiejszą imprezę, no chyba, że się rozmyśliłaś...
     - No tak, impreza. Wybacz, zapomniałam - "Boże, jak mi głupio..." - Myślę, że za dwie godziny powinnam już być gotowa.
     - Okey, a teraz muszę cię przeprosić. Niestety nie wrócimy razem do hotelu, trener chciał nam coś przekazać.
     - Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia! 
     Pomachał mi i odszedł, zostawiając mnie samą z myślami. On jeszcze nie wie, nie wie, co do niego czuję, niemniej jednak nie chcę, aby się dowiedział. Nie chce, aby nasz dobry kontakt został w ten sposób zniszczony. Jeszcze przyjdzie czas na zwierzenia.
     
                                                      *********************

     Poszłam do hotelu. W końcu zostało mi już mało czasu. Weszłam do pokoju, otworzyłam walizkę i zaczęłam ja nerwowo przeszukiwać. Jest! Na samym spodzie leżała czarna, koronkowa, lekko rozkloszowana sukienka, którą miałam zawsze w walizce na wszelki wypadek, gdyby organizatorom konkursów przyszedł do głowy pomysł urządzenia bankietu. Do tego również czarne, klasyczne szpilki, które efektywnie wydłużały moje smukłe nogi. Nałożyłam lekki makijaż, nigdy z nim nie przesadzałam. Odkąd zaczęłam o siebie dbać, moja cera nie wymagała już nakładania tony podkładu w celu zamaskowania uporczywego trądziku. Włosy natomiast upięłam w wysokiego koka. Nagle do drzwi mojego pokoju zapukał Markus, ubrany w ciemne, wytarte jeansy i jasną koszulę w kratę. Nogi znowu odmówiły posłuszeństwa.
     - Gotowa? - uśmiechnął się i podał mi rękę.
     - Jak najbardziej - nieśmiało podałam mu dłoń i zeszliśmy piętro niżej, które należało do reprezentacji Niemiec i Austrii.

                                                      *********************

     Pokój, w którym odbywała się impreza, był nad wyraz duży, dużo większy od mojego.  Miejsce to zapewne było starannie wybierane, aby pomieścić wszystkie osoby, jakie miały się zjawić tego wieczoru. W powietrzu unosił się odrzucający zapach alkoholu, a głośna muzyka niemalże rozsadzała okna w pomieszczeniu. Wszyscy najwyraźniej dobrze się bawili. Austriacy i część Niemców grali w butelkę, Finowie w pokera, Polacy natomiast królowali na parkiecie. Zauważyłam brak drużyny Norwegii, co było dla mnie nieco podejrzane. Z tego co słyszałam, nie przepuszczali żadnej okazji na zabawę. Po chwili jednak drzwi otworzyły się, a do pokoju weszli Norwegowie, każdy trzymający butelkę szampana w ręku. Gołym okiem było widać, że są już wstawieni. Zajęłam bezpieczne miejsce między Eisenbichlerem a Krausem, nie chcąc się wyróżniać z tłumu. Kątem oka lustrowałam pomieszczenie. Byłam jedyną dziewczyną. Czułam się niezręcznie. 
     Po niespełna godzinie prawie każdy z pewnością nie myślał już racjonalnie, mając we krwi kilka promili alkoholu, którego swoją drogą miało nie być dużo. Zasada pierwsza: nigdy nie ufaj skoczkom, jeżeli chodzi o alkohol. Powoli zaczynało mi się to nie podobać. 
     - Markus, chodźmy stąd, proszę - szturchnęłam chłopaka w ramię.
     - Co się dzieje? Słabo ci? - na szczęście nie zdążył się jeszcze upić, czego powiedzieć nie można było o jego kolegach, a już na pewno nie o siedzącym obok mnie Marinusie, który od nadmiaru alkoholu zaczął sypać żartami o murzynach. 
     Wyszliśmy z pokoju. Usiadłam na stojącej obok sofie i odetchnęłam z ulgą.
     - Strasznie mi duszno - wachlowałam się dłonią. - Przepraszam, zepsułam ci wieczór. Ja już lepiej pójdę.
     - Poczekaj - złapał mnie za rękę. - Wiedziałem, że to się tak skończy, dlatego zamówiłem dla nas stolik w pobliskiej restauracji. Co ty na to?
     Spojrzałam w stronę pokoju, w którym odbywała się impreza. Drzwi drżały od głośnej muzyki. Dziwiło mnie, czemu jeszcze nikt do nas nie przyszedł i nie próbował uciszać. Nie miałam ochoty tu zostać, o nie. To równało się z nieprzespaną nocą. Bóg wie, ile będą jeszcze balować.
     - Dobrze, ale muszę iść jeszcze po płaszcz.
     Pomaszerowałam na górę. Nie wypadało mi założyć jaskrawej kurtki do eleganckiej sukienki, więc znów zanurkowałam do walizki w celu znalezienia mojego ulubionego, zimowego płaszczyku. Po kilku minutach znów byłam na dole. 
     
                                                      *********************

     Szliśmy w ciszy ciemnymi uliczkami Vikersund. Ulice prawie opustoszały, chodnik nie był już tak często uczęszczany, jak kilka godzin wcześniej. Kątem oka co jakiś czas spoglądałam na Markusa. Patrzył przed siebie, pewnie krocząc chodnikiem. Lekko odwróciłam głowę, aby dokładniej mu się przyjrzeć. Na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech, a w oczach odbijały światła latarni. Chłopak zauważył, że bacznie obserwuję go od jakiegoś czasu. Nasze spojrzenia spotkały się. Uśmiechnął się do mnie. Spuściłam wzrok, a na policzkach pojawił się rumieniec. 
     Znaleźliśmy się w restauracji, która przyjmowała ostatnich klientów. Zajęliśmy stolik i zamówiliśmy coś do jedzenia. Markus próbował zacząć ze mną rozmowę, jednak mu się nie udawało. Byłam spięta, jak nigdy. Niemiec w końcu zauważył, że coś ze mną nie tak.
     - Co się dzieje? - spojrzał mi głęboko w oczy. Nigdy tak na mnie nie patrzył. Nogi znów zrobiły się jak z waty. 
     - Wszystko jest w porządku - zdobyłam się na uśmiech.
     - Ja uważam inaczej - ujął moją dłoń. - Powiedz, możesz mi zaufać
     Zrobiło mi się gorąco. Powiedzieć mu? A może nie? A co jeżeli on czuje to samo? A co jeżeli po prostu gra, bawi się moimi uczuciami? To przecież sławny sportowiec, takich jak ja może mieć kilka i wykorzystywać je ile dusza zapragnie. Ale ja już tak nie potrafię, nie potrafię tłumić tego w swoim ciele. Choć, z drugiej strony, nie wiem jak na to zareaguje. Znamy się zaledwie dwa dni...
     - Mówię prawdę, po prostu mam ostatnio gorsze dni - "Chciałaś powiedzieć NAJgorsze dni".

                                                      *********************

Wyszliśmy z restauracji. W drodze do hotelu poczułam się znacznie lepiej, choć obecność Markusa nadal nie działała na mnie kojąco. Pragnęłam jego obecności, jego wsparcia, jego ciepłych słów podnoszących mnie na duchu, z drugiej jednak strony czułam zakłopotanie i to dziwnie znajome uczucie "motyli w brzuchu".
     "Zaraz, kiedy to było? Ach, tak, pamiętam!" 
     To było kilka lat temu, zaczynałam naukę w liceum. Cieszyłam się, że poznam nowych ludzi, znajdę przyjaciół na których będę mogła liczyć, oderwę się od tamtej cholernej przeszłości, która ciążyła na moim sercu przez całe trzy lata nauki w gimnazjum. Wspomnienia wróciły...
     Byłam ofermą, to było widać. Nielubiana, ośmieszana, odrzucana tylko ze względu na psy.
     "Cholerne stereotypy"

     Już po roku miałam dość. Miałam ochotę rzucić to wszystko i zaszyć się w zaciszu bezpiecznego pokoju, najchętniej nie wychodząc stamtąd do końca życia. Tak się nie dało. Bez jakiegokolwiek wsparcia musiałam poradzić sobie ze swoimi problemami. Było trudno, mimo to żyję i czuje się świetnie. Mam kochającą rodzinę, wspaniałych przyjaciół, przeżyłam wiele przygód, a co najważniejsze - spełniam marzenia! 
     Pierwszy dzień nauki w liceum. Rozpoczęcie szkoły. Okazało się, że trafiłam na bardzo tolerancyjną klasę. Z zaciekawieniem słuchali o mojej pasji do psów, po czym sami opowiadali o swoich zainteresowaniach. I w tedy pojawił się On. Wysoki, uśmiechnięty, niebieskooki blondyn zakochany w piłce nożnej. Początkowo nie zwracałam na niego uwagi, ale gdy ten zaczął wysyłać sygnały, zaczęłam czuć, że coś jest na rzeczy.
     Po kilku miesiącach zostaliśmy parą. Jeździł ze mną na zawody, gorliwie kibicował i cieszył z każdego zwycięstwa. Kochał mnie a ja równie mocno kochałam jego. Do czasu... Zaczął pić, wpakował się w złe towarzystwo przez co stracił miejsce w podstawowym składzie swojej drużyny. Obiecywał mi, że z tym skończy, nałóg był jednak silniejszy od uczucia miłości. Co ja mówię?! On nie wiedział co to znaczy "miłość"! Dla niego liczył się tylko alkohol i przyjaciele, dobra zabawa w szeroko pojętym tego słowa znaczeniu. Ja nie dawałam rady. Musiałam to zrobić. Miałam dość. Zostawiłam go. Nie żałuję. Nie tolerowałam, nie toleruję i nigdy nie będę tolerować osób takich, jak On. Nie wiem co się z nim teraz dzieje i szczerze mnie to nie obchodzi. Przez niego cierpiałam, a moje serce rozbiło się na tysiące kawałków, które właśnie chciał odbudować Markus.

                                                      *********************

     Znów porwał mnie nurt ciekawej rozmowy z Eisenbichlerem. Wróciliśmy do przeszłości.
     - Kiedy byłem mały - zaczął, - marzyłem o tym, żeby skakać w Pucharze Świata. Pamiętam, że na każdym niemieckim konkursie stałem blisko barierek i wypatrywałem, jak któryś skoczek przejdzie blisko mnie. Chciałem się ich poradzić, co zrobić, żeby być taki jak oni. Podczas noworocznego konkursu w Ga-Pa, zatrzymałem Małysza - uśmiechnął się. - Powiedział mi, żebym się nie poddawał, dążył do celu. Na koniec dodał, że nim się obejrzę, a to on będzie mnie oglądał w telewizji. No i co? Ja debiutuję* w Pucharze Świata, a on rzeczywiście ogląda mnie w telewizji - zaśmiał się, po czym spojrzał na mnie z zaciekawieniem. - Teraz ty, opowiadaj.
     Nie lubiłam się zwierzać ze swojej przeszłości z wiadomych powodów, jednak okres dzieciństwa mogę zaliczyć do tych "lepszych" stron mojego krótkiego życia. 
     - No więc, kiedy ja byłam mała, chciałam szukać kości dinozaurów na pustyni - uśmiechnęłam się. Dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy zobaczyłam w sklepie dwustu stronicową encyklopedię o tychże gadach. Nie było wyjścia, rodzice musieli mi ją kupić. - Chciałam być taka jak dr. Alan Grand w "Parku Jurajskim". Chciałam odkryć nieznany gatunek dinozaura i nazwać go moim imieniem - zaśmialiśmy się.
     - Na prawdę? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
     - Tak było, aż do czasu, kiedy w moim domu pojawił się mały, czarny kundelek. Zaczęłam go uczyć sztuczek, wychodzić na spacery... I w tedy pokochałam psy. Czułam, że może to być mój sposób na życie, odskocznia od codzienności, ale dopiero półtora roku temu marzenia zaczęły się spełniać.
     - Trudno mi w to uwierzyć, zawsze uważałem, że twój wspaniały kontakt z Zoom był wynikiem lata starań i doświadczenia - uśmiechnęłam się. Nareszcie ktoś to zauważył. Może i było widać, ale wcale nie byłam doświadczona. Na tego jedynego psa, z którym miałam COŚ osiągnąć, musiałam czekać aż osiem lat. 
     - Bordery to wyjątkowe psy, trzeba po prostu chcieć i mieć czas na ich naukę. To bardzo proste, prostsze, niż się wydaje - podsumowałam.
     - Mów co chcesz, jak dla mnie jesteś mistrzynią - zaśmiał się.
     Znaleźliśmy się pod hotelem. Usiedliśmy na ławce, wpatrując się w niebo. Zaczynało mi się robić zimno. Nie chciałam tego okazywać. Nie przy nim. Nie teraz. Mogło to być nasze ostatnie spotkanie, ostatnia rozmowa. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, natychmiast posmutniałam, co nie uszło uwadze skoczka.
     - Hej, co jest - ponownie spojrzał mi w oczy.
     - Wiesz, polubiłam cię, na prawdę, a zauważ, że nie łatwo zaskarbić sobie moje zaufanie. Po prostu nie chcę, aby nasza znajomość zakończyła się tutaj, w tym miejscu. Zależy mi na naszej przyjaźni.
     - Też cię polubiłem i również nie chcę urwać z tobą kontaktu. Może wpadniesz do Niemiec? Albo ja do Polski? Co ty na to?
     - Sama nie wiem, obiecałam rodzicom, że kiedy wrócę to ich odwiedzę... A może spotkamy się w Falun?
     - Okey, ale mam nadzieje, że rozważysz opcję odwiedzenia mnie w Niemczech - uśmiechnął się.
     - Oczywiście - weszliśmy do hotelu.

                                                      *********************
Markus

     Stan chłopaków po wczorajszej imprezie nie był zadowalający. Kac, ból głowy... Od samego rana szpikowali się tabletkami. Wszyscy, prócz mnie, dostali porządny opieprz od trenera. Sprawę, którą pilnie miał załatwić, musiał przełożyć na kolejny dzień. Co jak co, ale na niemiecką kadrę nie można się długo gniewać.
     - Obiecuję wam - powiedział Freund z ręką na sercu, - że w Falun to powtórzymy. I tym razem będzie większy powód do świętowania. 
     - Po moim trupie - usłyszał to Werner, na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem. 
     - Czemu tak szybko od nas wczoraj uciekłeś? - zwrócił się do mnie Richard Freitag. 
     - Kasia źle się poczuła.
     - A propos, coś ty się jej tak ostatnio uczepił? - do rozmowy przyłączył się Sevi. - Jakaś nowa dziewczyna?
     - Żadna dziewczyna, tylko koleżanka - wzruszyłem ramionami.
     - Dobra, nie musisz nas okłamywać - objął mnie ręką Freitag. - Ale wiesz, że w razie potrzeby, możesz się do nas zwrócić. Jasne? - rozczochrał moje włosy.
     - Ta... Jasne - rzuciłem oschle i odsunąłem się od niego na bezpieczną odległość. Nie potrzebowałem rady przyjaciela, doskonale wiem, co robię. 
     Wsiedliśmy do auta, którym mieliśmy pojechać na lotnisko. Usiadłem z tyłu, z dala od kolegów. Musiałem to wszystko sobie przemyśleć, na spokojnie. Dopiero teraz doszło do mnie, że ją lubię. Ale nie tak po przyjacielsku. Kiedy się do mnie uśmiechała, traciłem zmysły. Może tego nie było widać, ale w środku byłem w kompletnej rozsypce. Zrozumiałem, że nie jest mi obojętna. I ja chyba jej też...

                                                      *********************
*dobra, przesadziłam z tym debiutem... xD


Witajcie! :*
U mnie chyba wreszcie wiosna, ptaszki ćwierkają, kwiatuszki kwitną, tylko ja taka jakaś przygaszona. I w cale nie jest to związane z faktem, iż Jacobsen nie pojawi się już na rozbiegu... :(((
A tak serio, to nie wiem co się dzieje po tej Planicy. Naliczyłam już 5 skoczków, którzy postanowili zakończyć karierę. No cóż, nie mam na to wpływu. Będzie mi ich brakować :(

Miałam pewne obawy przed opublikowaniem tego rozdziału. Zauważyłam, że te lepsze notki powoli przeplatają się na zmianę z tymi gorszymi. Nie wiem co się dzieje, mam nadzieję, że nie przełoży się to na moją wenę :/

Pozdrawiam! :))

3 komentarze:

  1. Rozdział przeczytany wczoraj, ale z moim telefonem to po prostu trzy światy, dlatego komentuję dopiero dziś. Mam nadzieję, że nie gniewasz ♥
    Jak ja bym chciała być na takiej imprezie... :) Gra w butelkę jest chyba ponadczasowa. Markus jaki zapobiegliwy :) Podoba mi się jego postać i nie sądzę, żeby bawił się uczuciami naszej bohaterki. Widać, że powoli staje się ona dla niego kimś więcej niż po prostu koleżanką...
    Z tymi zakończeniami karier to ostatnio jakaś istna plaga :( U samych Norwegów odeszło chyba 6 albo 7 zawodników, z Bardalem i Jacobsenem na czele... No cóż. Taki jest sport, jedni odchodzą, przychodzą następni...
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Zapraszam na piątkę :**
      http://blue-flares.blogspot.com/2015/04/rozdzia-piaty.html

      Usuń
  2. Kurcze, przez to, że Eisenbichler jest tu taki idealny to zaraz przestanę go lubić. Impreza po części po mojej myśli, alkohol był, tak ja się można było spodziewać, ale niestety nie było możliwości przyjrzenia się skoczkom pod wpływem, bo Markus z Kasią tak szybko stamtąd uciekli :(
    Z wielką nadzieją, że coś się zmieni w tej dwójce głównych bohaterów, lecę dalej :P

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę, aby wiadomości o nowych rozdziałach zamieszczać w przeznaczonej do tego zakładce SPAM :))
Pozdrawiam!
I M A G I N E