sobota, 21 listopada 2015

ROZDZIAŁ SZESNASTY "Wolę wierzyć, że jeżeli mnie skrzywdzi, to nieświadomie."

Zatrzymałam się i złapałam oddech. Cała się trzęsłam. Jeszcze to do mnie nie docierało. Przetarłam zmęczone oczy, pod którymi czułam jeszcze słone łzy. Nie, nie mogę okazać skruchy. Muszę się wziąć w garść. Nie w takie konflikty popadałam i nie z takich konfliktów wychodziłam cało. Tylko jak ja mu teraz w oczy spojrzę...?

Otworzyłam po cichu drzwi licząc na to, że wejdę do mieszkania niezauważona. Potrzebowałam chwili spokoju, uporania się z myślami bez ingerencji drugiej osoby. Przeliczyłam się.
- Denise o wszystkim ci opowiedziała? - zapytał Markus, wspierając się o kulach i patrząc na mnie przygaszonym wzrokiem.
- Tak – odpowiedziałam lekko drżącym głosem.
- Kaśka – podszedł do mnie, niezgrabnie kuśtykając – bez względu na to, co usłyszałaś, to wiedz, że to, co nas łączy nie jest przejściowe i krótkotrwałe...
- … A wraz z nadejściem sezonu byś mnie nie porzucił? To chciałeś powiedzieć? - wyprzedziłam jego myśli. Byłam wściekła na niego. Jak cholera. - Kiedy ty miałeś zamiar mi o niej powiedzieć? Dlaczego mnie nie uprzedziłeś!
- A co miałem powiedzieć? „Hej, kochanie, to jest Denise, moja była, mam nadzieję, że się polubicie”?
Parsknęłam śmiechem.
- I chłopcy o wszystkim wiedzieli, mam rację? - Przytaknął twierdząco. - Świetnie!
- Kasia, proszę, nie kłóćmy się...
- Było zbyt kolorowo. Dlaczego ja nic nie zauważyłam?! Dlaczego byłam taka głupia?!
- Nic mnie z nią nie łączy! - próbował się tłumaczyć.
- To jedna z twoich zasad? „Nigdy nie wchodź dwa razy do tej samej rzeki”?
- Zmieniłem się. Dla ciebie! Nie widzisz tego?
- Zatajając przeszłość?
- Chciałem cię chronić!
- Przed czym?
- Przed tym, co spotkało chociażby Denise. Ona jest chorobliwie zazdrosna. Chce zniszczyć nasz związek a sprowokowanie ciebie było częścią jej planu.
Zamknęłam oczy. W mojej głowie panował istny zamęt. Nie byłam już niczego pewna.
- Kasia... - podniosłam wzrok – daj nam jeszcze jedną szansę.
- Przecież to nic nie da. Ona musi zniknąć z naszego... twojego życia raz na zawsze. Obiecasz mi to?
Półmrok otulał wiatrołap, na którego krańcach staliśmy z Markusem, wpatrując się w siebie niepewnym wzrokiem, a niezręczną ciszę przerywało jedynie jednostajne pomrukiwanie psa gdzieś z głębi mieszkania.
- Obiecuję – wyszeptał po chwili.

*********************

- Wiesz, że to już drugi raz?
Spojrzałam na Anię pytającym wzrokiem. Siedziałyśmy na stacji benzynowej gdzieś w okolicach Zielonej Góry. Już jutro miały się odbyć pierwsze zawody z cyklu DCDC, tym razem we Wrocławiu.
- Nie wiem o co ci w tym momencie chodzi – nadal patrzyłam na siedzącą przede mną przyjaciółkę znad nowiusieńkiego „Życia na gorąco”.
- Już drugi raz przyjeżdżasz do Polski – sprecyzowała – a, cytując klasyka, „do trzech razy sztuka”.
- Czy ty coś sugerujesz? - odkładam gazetę na metalowy stolik. Naszą rozmowę przerywa Tomek z trzema gorącymi kawami w ręku i sznurem psów za sobą pilnujących, aby dostawca życiodajnego napoju dotarł na miejsce cały i zdrowy.
- Ktoś zamawiał kawę?
Ania wstała i pomogła koledze, po czym ponownie zajęła swoje miejsce.
- Przypadkiem podsłuchałem waszą rozmowę – zaczął chłopak.
- A mama nie uczyła cię, że nie ładnie podsłuchiwać? - weszłam mu w słowo.
- Przerywanie komuś też nie świadczy o dobrym wychowaniu – upomina mnie starszy kolega, a ja tylko wywracam teatralnie oczami. - W każdym razie, coś w tym jest.
- Nie uda wam się ściągnąć mnie do Polski, już wam to mówiłam.
- Ale my...
- Tak, wiem, wy już to zrobiliście, ale przypominam że tylko na czas zawodów. Postanowiłam. Zostaję w Niemczech.
- Na stałe?! - Ania krztusi się kawą.
- Nie, znaczy, nie wiem...
- Oho, zaczyna się – Tomek bierze kolejny łyk napoju, przybierając postawę myśliciela (i tak wiemy, że nim nie jest).
- Zostało mi jeszcze dużo czasu i, błagam, nie rozmawiajmy już o tym – westchnęłam. - No, jak wasze przygotowania do sezonu?

*********************

Spoglądałam z trybun na Park Południowy, na którym odbywały się zawody freestyle. Trawa przyjemne łaskotała moje palce, a Zoom z utęsknieniem co chwila zerkała na psa wesoło biegającego za dyskiem tuż za naszymi plecami. Zatęskniłam za tym, pierwszy raz znienawidziłam siebie za to, że wtedy powiedziałam „stop, nie dam rady”. Zobaczyłam bowiem, ile przez to straciłam. To był mój świat, moje królestwo, czułam się pewnie na „swojej ziemi”. Doskonale znałam każdy skrawek wrocławskiego parku. Uwielbiałyśmy z Zoom tutaj przyjeżdżać, mimo że do gór, do Zakopanego było zawsze dalej, niż z Krakowa. Poczułam dziwny ucisk w brzuchu, a serce podskoczyło do gardła i gwałtownie urosło. Przecież nie będę płakać!
Oj, coś krucho z moją psychiką. Znowu...”
- No dalej, Pisarska, dasz radę. Tylko nie becz – wzięłam głęboki oddech.
- Nad czym tak rozmyślasz? - usłyszałam za plecami głos Tomka.
- Nie ważne...
- Mi możesz powiedzieć – spojrzał mi głęboko w oczy i zajął miejsce obok mnie.
- Miałeś rację, coś nie gra, coś złego się ze mną dzieje – zaczęłam histeryzować.
- Nie „coś”, tylko zaczynasz tęsknić. Powiedz, żałujesz tej decyzji?
Właśnie o tym myślałam!”
- To jest bardzo trudne, czasami nie, czasami się cieszę, bo mam więcej czasu dla siebie, dla Markusa, który teraz potrzebuje mojej pomocy; ale są dni, kiedy mocno zastanawiam się nad tym, aby wrócić. Ale brak mi odwagi.
- Taki monolog z twoich ust? Nie wierzę! - chłopak przedrzeźnia się ze mną i uśmiecha kpiąco, ale mi wcale nie jest do śmiechu. - Coś musiało się wydarzyć w tych Niemczech. Opowiadaj!
- Nie myśl sobie, że ja ci teraz wyśpiewam wszystko jak z nut, co się chronologicznie stało – zrobiłam minę zbitego psa.
- Czyli jednak coś się stało?
- Tak, stało się, ale więcej ci nie powiem – wzruszam ramionami.
- Chodzi o Łukasza?
- Dlaczego akurat o niego miałoby chodzić? - pytam zaskoczona.
- Bo do ciebie staruje! Ten kretyn śmiał przyjść do nas trening i pytał się o ciebie.
- Zwariuję! - złapałam się za głowę.
Czego on jeszcze ode mnie chce?”
- A Markus w ogóle o nim wie? Wiesz, żeby przypadkiem któregoś pięknego ranka nie wparował do waszego mieszkania z bukietem w ręku, błagając o przebaczenie.
- Nie, nie wie – odpowiadam po chwili cicho.
- Dlaczego?
- Wolę wierzyć, że jeżeli mnie skrzywdzi, to nieświadomie.

*********************

Wróciłam do Niemiec. Trochę podbudowana i pełna sił, ale nadal niepewna swego i swoich zamiarów. Ale wróciłam. Na przekór Ani, która upierała się przy tym, abym została „jeszcze tydzień” (w porywach do końca wakacji). Mało brakowało, a rzeczywiście bym została. Jej argumenty były tak mocne, że byłam już w trakcie rozpakowywania walizek. Na szczęście (lub nieszczęście) przypomniałam sobie rozmowę z Tomkiem i to, że Łukasz sobie o mnie nagle przypomniał i postanowił zawalczyć. Bezpośrednia konfrontacja z nim oznaczałaby złamanie immunitetu i ponowne podłamanie psychiki.
A im bliżej byłam celu, tym bardziej niepewność przybierała na sile.
Przejeżdżałam właśnie przez centrum Veitsbronn, kiedy zobaczyłam Markusa kuśtykającego wzdłuż chodnika. I prawdopodobnie nie zdziwiłby mnie ten widok, gdyby nie to, że tuż u jego boku, dumnie kroczyła Denise.

*********************

Moje serduszko krwawi. Krwawi dlatego, że kwalifikacje zostały odwołane. Mam nadzieję, że zostanie nam to wynagrodzone jutro (w sumie, to dzisiaj :P) i w niedzielę.
A! I nareszcie mam pomysł na zakończenie tego wyżej! Ale nie bójcie się, póki co nie wyznaczyłam daty epilogu, jeszcze ich trochę pomęczę :D


Jeszcze tak na marginesie dodam, że nasz wspaniały maszer, Igor Tracz, został dwukrotnym mistrzem świata w psich zaprzęgach! Mistrzynią została zaś Ania Jarecka. Ktoś bardzo mądry powiedział, że gdyby to była dyscyplina olimpijska, prawdopodobnie nie mielibyśmy sobie równych :D

O ich powrocie z Kanady do Polski się nie wypowiem, bo mi zwyczajnie wstyd za kochany i niezawodny rząd. A ciekawskich przekierowuję do tego filmiku.

Pozdrawiam! :))