sobota, 18 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ PIĄTY "Przejrzyj na oczy! NIGDY z nim nie będziesz!"

     Głupio mi było odmówić Markusowi tej imprezy. Wydawał się na prawdę bardzo miłym, podobnie jak reszta kadry. Zapewniali mnie, że nie będzie dużo alkoholu, jedynie kilka piw czy butelka wina, ale nigdy nie wiadomo, co im strzeli do głowy. 
     Wróciłam do hotelu, tym razem jednak korytarz nie był oblegany przez pseudo-piłkarską drużynę Norwegów. Było cicho. Jak nigdy. Zapewne nie byli w humorach po dzisiejszym konkursie, bowiem żaden z nich nie stanął na podium. Weszłam do pokoju, wzięłam szybki prysznic, po czym za pomocą SMS'a dałam znak życia swojej przyjaciółce. Po chwili jednak bez uprzedzenia wparowała do mojego pokoju.
     - I jak było? - usiadła obok mnie na łóżku. 
     - Gdzie? - przetarłam oczy ze zdumienia.
     - Nie udawaj niewiniątka. Przecież wiesz, o co mi chodzi.
     - Sęk w tym, że nie do końca - ziewnęłam.
     - Czemu zostałaś z tym chłopakiem po konkursie? - przypatrywała się mi uważnie.
     - Pogratulowałam mu, tylko tyle. Chwilę potem jego kolega zaprosił nas do środka. Nic więcej.
     - Aha, uważaj, bo ci uwierzę - zaśmiała się sarkastycznie Ania.
     - Ale ja mówię prawdę! - wzruszyłam ramionami.
     - Nie musisz przede mną niczego ukrywać. Przyznaj, podoba ci się, prawda?
     Tym pytaniem bardzo mnie zaskoczyła. To prawda, lubiłam Markusa, ale tylko jako kolegę.
     - Znam go jeden dzień. Lubię go, ale...
     - Czyli jednak... - Ania wstała z łóżka i skierowała się w stronę wyjścia.
     - Daj mi dokończyć - złapałam ją za rękę. - Lubię go, ale nawet gdyby wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że mamy być razem, to byłoby to niemożliwe.
     - Dlaczego? Pasujecie do siebie?
     - Wywnioskowałaś to ze swoich obserwacji? - uśmiechnęłam się ironicznie.
     - Dobra, nie będę cię już męczyć. O której jest jutrzejszy konkurs? 
     - Chyba wieczorem, zapytam się jeszcze dokładniej Markusa i...
     - Czyli jednak! Uzależniłaś się od niego - zaśmiała się Ania, za co oberwała ode mnie poduszką. - Okey, już uciekam, Dobranoc!
     Okryłam się kołdrą i próbowałam zasnąć. Nie potrafiłam. Czy mi na nim zależy? Na jego przyjaźni? Nie oczekuję od niego zbyt wiele. W końcu będziemy musieli się pożegnać i każde z nas pójdzie w swoją stronę. On - bić kolejne rekordy, ja - podbijać kolejne konkursy. Czy się jeszcze kiedyś spotkamy? Czas pokaże. W głębi serca miałam jednak nadzieję, że nasza znajomość nie zakończy się wraz z zakończeniem sezonu.

                                                      *********************

     Zoom obudziła mnie nad ranem. Miałam nadzieję, że powodem tego nie były kolejne głupie zabawy skoczków na pobliskim boisku. Miałam rację. Czasami zastanawiałam się, czy ona nie ma zegarka w głowie. Czytałam kiedyś pewien artykuł który udowadniał, że psy mają coś na rodzaj zmysłu "poczucia czasu", który odzywał się u nich w odpowiednim momencie (tj. o odpowiedniej godzinie). Byłam pewna, że w mózgownicy mojej ukochanej borderki taki zmysł funkcjonuje, i to chyba aż za dobrze! Na zegarze wybiła punktualnie 7:00. Niechętnie wstałam z ciepłego łóżka, ubrałam się i wyszłam z Zoom na poranny spacer. Przechadzałyśmy się jeszcze ciemnymi uliczkami Vikersund. Spodobało mi się to miejsce, nie chciałam go opuszczać. Zrobiłyśmy kilka rundek w okół pobliskich domków i wróciłyśmy do hotelu. Pod budynkiem czekała mnie mała niespodzianka.
     - Markus? - chłopak podniósł wzrok. - Co ty tutaj robisz?
     - Nie mogłem spać, Freund całą noc obdzwaniał wszystkich kolegów i powiadamiał ich o dzisiejszej imprezie. Oczywiście musiałem mu w tym pomóc - wzruszył ramionami, po czym ukrył twarz w dłoniach. - Jestem wykończony.
     Zoom widząc to, zbliżyła się do ławki, na której siedział Niemiec i szturchnęła go nosem. Markus natychmiast poweselał i podrapał sunię za uchem.
     - Będziesz na dzisiejszym konkursie? - zapytał po chwili.
     - Pewnie. Będziemy ci razem kibicować - spojrzałam na Zoom, a borderka skwitowała to głośnym "Hau!". 
     - Chyba jeszcze nigdy nie miałem tak wiernych fanek - zaśmiał się Markus.
     - Na świecie zapewne masz ich tysiące, po prostu się ukrywają. 
     Siedzieliśmy chwilę w ciszy i wpatrywaliśmy na ulicę, która zaczynała tętnić życiem. Samochody kursowały to w jedną, to w druga stronę, w niewiadomym dla nas celu. Po upływie kilku minut zapytałam:
     - Kiedy wylatujesz?

     - W nocy, ale chętnie zostałbym tu dłużej - nie odrywał wzroku z zatłoczonej ulicy.
     - Możecie przecież lecieć jutro.
     - Fakt, ale trener ma jakąś ważną sprawę do załatwienia w Niemczech, inaczej zostalibyśmy na dłużej. Zawsze tak robiliśmy. 
     Znowu zapadła niezręczna cisza. Przerwała ją dopiero Zoom domagająca się śniadania.
     - To ja już pójdę, tobie też radzę. Do konkursu pozostało dobrych kilka godzin, zdążysz się jeszcze porządnie zdrzemnąć - wstałam z ławki i poklepałam go plecach. Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale obdarzył mnie jedynie wzrokiem w stylu "Jeszcze do tego wrócimy" i pomachał mi na pożegnanie.
     O mało co, a w wejściu nie zderzyłabym się z Tomkiem. Zakłopotany chłopak przyglądał się mojej rozmowie z Niemcem.
     - Kto to jest - wskazał na nadal siedzącego na ławce Markusa.
     - Znajomy - rzuciłam i udałam się do pokoju.

                                                      *********************
     Myślałam, że zaraz dostanę klaustrofobii! Siedziałam w tym pokoju od przeszło trzech godzin, bez żadnych planów na przyszłość, po prostu leniąc się na łóżku i oglądając norweską telewizje, jednocześnie śmiejąc się z niezrozumiałej dla mnie paplaniny. Przeskakiwałam kanał po kanale w poszukiwaniu czegoś sensownego, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. Zoom na ten dźwięk gwałtownie wstała z legowiska, nastawiła uszy i z zaciekawieniem czekała na dalszy rozwój sytuacji. Otworzyłam je, a na korytarzu stała dobrze mi znana osoba.
     - Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
     - Co ty. Wejdź, proszę - zaśmiałam się i zaprosiłam Niemca do środka.
     - Nie, ja tylko na chwilę. Nie miałabyś ochoty wyjść ze mną do kawiarenki?
     - Czemu nie! Za 15 minut jestem na dole. - uśmiechnęłam się.
     - Czekam.
     Zamknęłam drzwi i złapałam się za głowę. Za kwadrans miałam iść z Markusem do kawiarni, a ja nawet nie byłam umalowana! Wparowałam do łazienki, nałożyłam podkład, przypudrowałam policzki i lekko musnęłam rzęsy tuszem. Pośpiesznie założyłam kurtkę i wyszłam z pokoju. Całemu temu zdarzeniu przypatrywała się Zoom, która po opuszczeniu przeze mnie pomieszczenia wskoczyła na łóżko i odpłynęła do krainy Morfeusza.

                                                      *********************


     Na dole czekał już na mnie Markus. Wyszliśmy z hotelu i udaliśmy się do kawiarenki. W międzyczasie pochłonęła nas bardzo ciekawa rozmowa o moich wczorajszych zawodach. Jej celem było ustalenie,
 czy psy bardziej reagują na ruch, czy też na kolor rzucanego dysku. Oboje zgodnie stwierdziliśmy, że na zainteresowanie pupila talerzykiem bardziej wpływa ta druga opcja, no chyba że krążek jest w kolorach, jakie pies widzi. 
     Weszliśmy do małego, bogato zdobionego budynku i zajęliśmy miejsce przy jednym ze stolików. Zamówiliśmy po kawie i kawałku ciasta, po czym wróciliśmy do przerwanej rozmowy. 
     Z każdym zdaniem, jakie wypowiadał siedzący naprzeciw mnie Niemiec dochodziłam do wniosku, że posiada niemałą wiedzę o psach. Ponadto zauważyłam, że przy mnie bardziej się otwiera i jest śmielszy. Przypominał mi mnie jako dziewczynę za czasów gimnazjum, nieśmiałą, siedzącą w kącie, całkowicie odseparowaną od społeczeństwa, ale kiedy pojawiały się psy, zmieniałam się, a swoim optymizmem zarażałam wszystkich dookoła. Zupełnie nie przypominałam tej, do której przywykli moi rówieśnicy. Mimo, że moją miłość do psów uważali za totalne głupstwo (no bo jak można spędzać więcej czasu w towarzystwie bandy czterołapnych, zapchlonych kundli, aniżeli zagospodarować ten czas w milszy, bardziej ciekawszy sposób razem z rówieśnikami?), to po kilku latach chyba zrozumieli swój błąd. Chyba... 
     Przypominając sobie zamierzchłe czasy, kiedy to nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego, analizowałam obecną sytuację moich znajomych ze szkolnej ławki. Jest w nich kilka fryzjerek/kosmetyczek, szczęśliwych mam, pań domu oraz mechaników samochodowych, policjant, taksówkarz a nawet piłkarz, regularnie grający w jednym z polskich klubów. Dawno ich nie widziałam, choć z wieloma utrzymywałam kontakt przez internet. Czy potrzebowałam ich towarzystwa? Ależ skąd! Miałam swój świat, swoich przyjaciół, ale odkąd zaczęto pokazywać mnie w telewizji, igną do mnie na łeb, na szyję. Przełom? Nie, to po prostu kolejny przykład na to, że sława = więcej znajomych. A szkoda. Czasami chce mi się płakać z tego powodu.

                                                      *********************

     Zasiedzieliśmy się, nie ukrywam. W kawiarence spędziliśmy razem bagatela cztery godziny! Sama nie wiem, kiedy ten czas tak szybko zleciał. Zaniepokojeni koledzy próbowali dodzwonić się do Markusa, ale ten odrzucał połączenia tłumacząc mi, że później im wszystko wyjaśni. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spotkałam tak otwartą i ciepłą osobę, jakim był mój nowo poznany kolega. Trudno mi było się z nim rozstać.
     Markus odprowadził mnie pod same drzwi pokoju i pożegnał się ze mną i Zoom, która najwyraźniej również polubiła skoczka. Chwile potem swoją obecnością zaszczyciła nas Anka. Jej też przypadł do gustu młody Niemiec, a kiedy zostałyśmy same, zdradziła mi w sekrecie, że jest bardzo przystojny.
     "Racja..." 
     Zaraz, ja tego nie mogłam powiedzieć. Ania to usłyszała?
     - Wiedziałam! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! - zaczęła się śmiać. - Wiedziałam, że coś do niego czujesz.
     "Aż tak to widać? Ania, realy?"
     No dobra, nie ma co ukrywać. Podobał mi się, ale nie żywiłam do niego ogromnej miłości. Po prostu. Nasz związek uważałam za nierealny, bez wspólnej przyszłości. Czemu? Każde miałoby inny świat, inne zawody, inne treningi... Żeby spędzić chodziarz trochę czasu razem, na osobności, jedno z nas musiałoby zrezygnować ze swojej pasji, której poświęcił się całym sobą, ciężko pracując, by znaleźć się w czołówce. Do takiego kroku raczej byśmy się nie posunęli. Dlatego nie chciałam się z nim wiązać, nie chciałam mu niszczyć życia. Po prostu...
     Zdołałam powiedzieć suche "No, może..." po czym skłamałam, że źle się czuję i potrzebuje chwili odpoczynku. Ania zostawiła mnie samą. Upewniłam się, czy aby na pewno opuściła korytarz i nie podsłuchuje mnie pod drzwiami, ubrałam się  i razem z wszędzie towarzyszącą mi Zoom pomaszerowałam pod skocznię. Do konkursu co prawda pozostało jeszcze ponad godzinę, ale myśli nie dawały mi spokoju. Wolnym tempem poszłam na obiekt, w międzyczasie zahaczając o pobliski park. Wcześniej zabrałam ze sobą dwa dyski i bez jakichkolwiek emocji rzuciłam je psu. Suczka stała w miejscu, przypatrując mi się uważnie. Czy ona też wyczuła zmianę w moim zachowaniu? Co do tego nie miałam wątpliwości. Usiadłam na ławce i pogrążyłam się w ogromnym smutku.
     "Co się z tobą do cholery dzieje? Przejrzyj na oczy! NIGDY z nim nie będziesz! Pogódź się z tym wreszcie!"


                                                      *********************

Witajcie! :*
Na początku chciałam podziękować Wam za miłe słowa pod ostatnim, nieszczęśliwym trafem usuniętym rozdziałem. Nawet nie wiecie, ile mi to sprawia radości :* Druga sprawa to psy, których tak bardzo domagaliście się dwa posty wcześniej - ostrzegam Was, będziecie miały ich jeszcze dość :D Zaplanowałam kilka rozdziałów właśnie o tematyce kynologicznej, ale jeszcze nie czas :) 
Tak na marginesie dodam, że trochę naginam zasady i na rzecz opowiadania nie podaję prawdziwych wyników konkursów w Vikersund. Mam nadzieję, że przymkniecie na to oko :D
Pozdrawiam! :*

4 komentarze:

  1. Melduję się ^^
    No no, czyżby między naszą bohaterką a Markusem rodziło się coś więcej? :) Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko dalej się potoczy.
    Dużo weny i buziaki :**

    PS. Nominowałam Cię do Liebster Awards :**
    http://blue-flares.blogspot.com/p/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Taa, to straszne uczucie, kiedy uświadamiamy sobie, że się w kimś zakochujemy, a zaraz potem, że nie będzie nam dane z nim być. To na pewno trudne. Dlatego współczucia dla Kasi. A tak w ogóle to moim zdaniem Zoom powinna namieszać między bohaterami - w pozytywnym sensie. Jak już jest, to czemu by jej nie wykorzystać, hmm?

    Ojejku, to nieszczęsne Vikersund! Kafejka jednak wyszła na dobre. :) Chociaż taki to pożytek z tych Norwegów. A Markus by na ten związek coś jednak wymyślił, na pewno. Ale z niego kolega, że nie odbiera! Pewnie tamci już narzekali, że "po co ludziom te komórki, skoro ich nie odbierają". Ja bym na pewno tak zaczęła. :D

    Dawaj szósteczkę, raz-raz!

    Przepraszam, ale w zaistniałej sytuacji nie skorzystam z nominacji. :) Dziękuję Ci jednak za nią z całego serca! Na pewno tego nie zapomnę. :)

    Buziaczki,
    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  3. A właśnie się tak zastanawiałam a propos poprzedniego postu no i proszę...
    Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale jestem aktualnie w trakcie egzaminów gimnazjalnych i przez poprzedni tydzień, jak i zresztą teraz, siedziałam i się uczyłam.
    Rozdział wyszedł ci zdecydowanie świetnie. Bardzo lekko napisany, a przy okazji też ciekawy. Domyślasz się pewnie, że jestem zwolenniczką walki o związek Kasi i Markusa i dlatego szczerze liczę, że ów relacja pomimo wielu przeciwności losu wreszcie zaowocuje w miłość. Póki co wcale nie mam dość psów, a ty nie powinnaś nas tu straszyć. Bo po co ograniczać się ze swoją pasją, skoro są możliwości? Tak więc pisz, a ja na pewno będę wszystko czytać z przyjemnością.
    Dziękuję za nominację. W normalnych okolicznościach pewnie bym odpowiedziała, ale z braku czasu i faktu, że do tej pory łącznie otrzymałam ów nominacji 12, nie dam rady. Mimo wszystko jednak jestem wdzięczna, że doceniłaś moją psychowyobraźnię :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eisenbichler jest bardzo sympatycznym człowiekiem i aż czekam na jakąś zwadę w jego zachowaniu, bo przecież nie można być aż tak idealnym. Fajnie, że się dogadują, fajnie, że jest sympatycznie, chociaż brakuje mi tutaj trochę jakiejś... hmm, no nie wiem, świeżości? Jest fajnie i przyzwoicie, aż za bardzo przyzwoicie, jeśli wiesz, co mam na myśli. Szczerze liczę na coś nowego na imprezie, bo chociaż miało nie być zbyt wiele alkoholu (tsaaa...), to pewnie każdy zaopatrzy się w swoje pół litra (no dobra, przynajmniej Polacy tak zrobią XD), a jak powszechnie wiadomo - ludziom troszkę odwala po procentach. Więc czekam z cichą nadzieją.
    " Żeby spędzić chodziarz trochę czasu razem, na osobności, jedno z nas musiałoby zrezygnować ze swojej pasji, której poświęcił się całym sobą, ciężko pracując, by znaleźć się w czołówce." chciałabym tylko zwrócić uwagę, że piszemy "chociaż", nie "chodziarz", ten sam błąd pojawił się w pierwszym rozdziale, więc nie wiem, czy to rzeczywisty błąd, czy to a nuż zadziałała autokorekta.
    Mimo mojego narzekania (ja zawsze narzekam), kolejne rozdziały czyta mi się naprawdę gładko i dość przyjemnie, więc kontynuuję czytanie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę, aby wiadomości o nowych rozdziałach zamieszczać w przeznaczonej do tego zakładce SPAM :))
Pozdrawiam!
I M A G I N E