sobota, 9 maja 2015

ROZDZIAŁ ÓSMY "Robię to z miłości do ciebie."

     - Jesteś tego pewna? - po raz kolejny zapytała Ania obserwując moje zmagania z niechcącą zamknąć się walizką.
     - Tak, tak samo, jak kilka sekund wcześniej, kiedy pytałaś mnie o to samo - zdołałam na chwilę podnieść wzrok na przyjaciółkę, która stała obok mojego łóżka. 
     - Może powinnam pojechać z tobą? - nachyliła się, próbując dotrzeć do moich tęczówek. W tym samym czasie walizka dała za wygraną i pozwoliła się szczelnie zamknąć.
     - Dam sobie radę - wyprostowałam się i odetchnęłam z ulgą. 
     - Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jeden twój telefon i wsiadam w pierwszy samolot do Szwecji. Rozumiemy się?
     - Oczywiście - przytuliłam ją. - Dziękuję, że mi pomagasz. Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. 
     -  Nie ma sprawy. A teraz zmykaj, bo nie zdążysz - zaśmiała się. 
     Przytuliłam ją jeszcze raz i wybiegłam z domu. Po drodze zawiozłam Zoom do hodowcy, gdyż nie chciałam jej narażać na stres związany z kolejną podróżą samolotem. Miałam co prawda wątpliwości, czy aby na pewno dobrze robię, ponieważ suczka zawsze źle znosiła długie rozłąki, jednak zapewnienia hodowczyni rozwiały wszystkie moje wątpliwości.
     Kilkanaście minut później byłam już na lotnisku. Niby wszystko było w porządku, na swoim miejscu, mimo to z każdym kilometrem, jaki dzielił mnie od domu miałam wrażenie, że nie będzie to zwykły wyjazd. I tego się obawiałam...

                                                      *********************

     Ze snu wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMSa. Rozejrzałam się wokoło. Nadal byłam w samolocie, a do Sztokholmu zostało jeszcze kilkanaście minut lotu. Sięgnęłam po telefon. Nieznany numer.
     "Czekam na lotnisku :)
                                Markus" 
     Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Zastanawiał mnie jednak jeden fakt. Skąd miał mój numer telefonu? Nim zdążyłam sobie odpowiedzieć w myślach na to pytanie, zadzwonił telefon.
     - Jesteś już na miejscu? - zapytała z troską mama.
     - Nie, ale za chwile lądujemy.
     - Doprawdy, nie wiem po co ty tam poleciałaś. Przecież to tylko kilka konkursów, które mogłabyś obejrzeć sobie w telewizji. 
     - Ale to nie to samo, co na żywo - zapewniłam.
     - Mam wrażenie, że nie jest to jedyny powód, dla którego lecisz do Szwecji.
     - Co masz na myśli? - zaniepokoiłam się. 
     - To nie jest rozmowa na telefon. Porozmawiamy, kiedy wrócisz - rozłączyła się.
     Moje myśli znów przeszyły wątpliwości. 

                                                      *********************

     Rozglądałam się, szukając w tłumie znajomej twarzy. W głowie nadal miałam słowa mamy wypowiedziane przez telefon. Domyśliła się? 
     Odkąd mój pierwszy związek się rozpadł, była przewrażliwiona na punkcie kontaktów swojej córki z płcią przeciwną. Każdego chłopaka uważała za psychopatę, pijaka, ćpuna, faceta lekkich obyczajów... I choć od tamtego czasu minęło kilka dobrych lat, to nadal miałam wrażenie, że jej nie przeszło. Bynajmniej to udało mi się odczytać z jej zachowania, jakie miało miejsce w przeciągu ostatnich kilku dni. Wydawałoby się, że za wszelką cenę unikała rozmów ze mną na temat wyjazdu do Vikersund, a jeżeli już się taka nasunęła, to starała się nie drążyć tematu nowo poznanych skoczków; to wyraźnie było po niej widać, że tego chce. Chce się dowiedzieć, jak na prawdę było w Norwegii i co się chronologicznie wydarzyło, punt po punkcie, spotkanie po spotkaniu, konkurs po konkursie... 
     Było mi z tym źle. To normalne, że własna matka nie ufa swojemu dziecku? Miałam ochotę wyrzucić to wszystko z siebie, wykrzyczeć to, co mi leży na sercu. Może wtedy byłoby mi lepiej... 
     - Nad czym się tak pani zastanawia? - z przemyśleń wyrwał mnie znajomy głos.
     - Markus! Ale mnie wystraszyłeś! - uśmiechnęłam się, po czym mocno przytuliłam Niemca. - Stęskniłam się za tobą.
     - Muszę przyznać, że ja za tobą też. Brakowało mi naszych rozmów przy kawie. To co, idziemy?
     - Mhm...
     Byłam zaskoczona swoim zachowaniem. Zupełnie jakbym zapomniała, co działo się z moją psychiką w Vikersund. Może to tylko zwykłe zauroczenie?
     - Nie wzięłaś ze sobą Zoom? - zapytał Markus, kiedy jechaliśmy do Falun, aby zameldować się w hotelu.
     - Postanowiłam, że zostanie w Polsce. Chcę oszczędzić jej trochę nerwów związanych z kolejna podróżą samolotem. 
     - A miałem już nadzieję, że będziemy chodzić codziennie na spacery do parku. Poza tym, jest najlepszym lekarstwem na nieudany konkurs.
     - Przecież do parku możesz wyjść ze mną, a na rozmowę zawsze znajdę czas - zapewniam z uśmiechem. - A przy okazji, skąd masz mój numer telefonu?
     - Twoja przyjaciółka nie umie kłamać - śmieje się.

                                                      *********************


     Pokój, jaki mi przydzielono, był mały, kameralny, ale bardzo ładny i elegancki. Ściany miały odcień ciepłego beżu, przesiane grubymi pasami w kolorze écru, a idealnie dobrane meble zrobione były z drewna mahoniowego. Wszystko to sprawiało, że w pomieszczeniu panował przyjazny klimat, który dawał poczucie bezpieczeństwa. Przez okna wpadało dużo światła, jednocześnie oświetlając pomieszczenie. Obok nich znajdowały się drzwi prowadzące na niewielki balkon, z którego było widać cały kompleks skoczni Lugnet. Siedziałam w milczeniu na łóżku, bacznie przyglądając się pięknemu widokowi. Miał on w sobie to coś, przez co nie mogłam oderwać od niego wzroku. 

     Na średniej skoczni trwały ostatnie poprawki przed jutrzejszymi treningami kobiet. Nie była ona taka duża, jak ta w Norwegii. Nie wiem, co sądzą o tym skoczkowie, ale moim zdaniem zorganizowanie najpierw konkursu na mamucie, a potem rozegranie Mistrzostw Świata na skoczni o punkcie konstrukcyjnym usytuowanym na 90 metrze było istną głupotą, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Teoretycznie nie powinnam się tym przejmować, to nie ja walczę o jak najlepsze miejsce, ale poniekąd są też to "moje" zawody, w które pragnę dołożyć swoje trzy grosze, bowiem trener reprezentacji Niemiec postanowił wykorzystać moją obecność i na czas mistrzostw przydzielić mi posadę psychologa tudzież mentora German Team. Pięknie to brzmi, prawda? I napawa dumą, ale wydaje mi się, że w polskiej reprezentacji bardziej bym się przydała. 
     Kiedy do mojego mózgu dotarło wreszcie, że cały wolny czas poświęciłam na przemyślenia, zbiegłam na dół, do jeszcze pustej restauracji w której miało odbyć się spotkanie całego sztabu szkoleniowego, oczywiście ze mną włącznie. Usiadłam przy dużym stole i zamówiłam sok. Chwilę później dołączyła do mnie wysoka blondynka.
     - Nowa? - usiadła obok mnie.
     - Tak, ale tylko na czas mistrzostw. 
     - Miło mi, mam na imię Laura, jestem fizjoterapeutką - podała rękę.
     - Kasia, psycholog - odwzajemniłam uścisk.
     - Nie jesteś Niemką?
     - Nie, pochodzę z Polski. 
     - Z tego co wiem, w polskiej drużynie brakuje psychologa. Dlaczego wybrałaś niemiecką kadrę?
     - To ona wybrała mnie - zaśmiałam się. - I w cale nie jestem psychologiem, ale podobno mam wrodzoną zdolność porozumiewania się z ludźmi. A do kadry dostałam się z pomocą jednego ze skoczków.
     - No to masz szczęście. Nawet nie wiesz, ile osób bije się o tą posadę. W większości są to dziewczyny, ale chyba sama rozumiesz czemu. Na pewno polubisz tę robotę - zaśmiała się.
     - Wolałabym nie, mam już zajęcie na kolejne lata.
     - Mówisz, że jest coś lepszego od patrzenia na przystojnych facetów w śpioszkach?
     Usta otwierały się do udzielenia odpowiedzi, ale oto do restauracji wtargnął sztab szkoleniowy w pomarańczowych kurtkach. 
     - O, witajcie dziewczyny! - przywitał nas Schuster po czym zwrócił się do zgromadzonych. - Na potrzebę tegorocznych mistrzostw nasza ekipa powiększy się o jednego członka. Jest nią Kasia i zajmie się stanem psychicznym naszych podopiecznych. 
     
                                                      *********************

     Trzymałam się metalowej poręczy i wdychałam rześkie powietrze. W ręce nerwowo dzierżyłam kubek gorącej kawy. A przede mną skocznie. Idealny wieczór, czy może być lepiej?

     - Jak było na spotkaniu? - odwróciłam się i zobaczyłam Markusa opierającego się o framugę drzwi.  
     - Wybacz, nie zauważyłam cię. Długo tu stoisz? 
     - Nieistotne - Niemiec podszedł na niebezpieczną odległość i oparł się o balustradę. Czułam, jak jego ramiona dotykają moich. - Coś się stało?
     - A co się miało stać? 
     - Skoro siedzisz sama wieczorem na balkonie, od kilkunastu minut nie odzywasz się słowem i nie zauważasz, że przyszedłem, to najwyraźniej tak - zapada chwila ciszy. Chłopak lustruje moją twarz wzrokiem, oczekując odpowiedzi.
     - Boję się - wzdycham głośno. - Boję się, że coś pójdzie nie tak; że przeze mnie zaprzepaszczę wasze szanse na zdobycie medalu - nie wiedzieć czemu łzy napływają mi do oczu. Na prawdę się boję. - Nie wiem, czy robię dobrze. To jest ogromna odpowiedzialność. Przecież o to jedno miejsce walczy prawdopodobnie dziesiątki lepszych ode mnie osób.
     - Nie mów tak - Markus obejmuje mnie rękoma i pozwala, aby kilka kropel łez wypłynęło na jego sweter. - Skoro trener wybrał cię spośród tylu ludzi to najwyraźniej ci ufa. I powinnaś się z tego cieszyć, a jeżeli coś pójdzie nie tak, to pamiętaj, że zawsze służę pomocą, o każdej porze dnia i nocy - gładzi ręką moje włosy.
     Ma rację. Ma cholerną rację. Nie powinnam się załamywać już na początku. Jego słowa podnoszą mnie na duchu, a słone łzy przestają sączyć się z oczu. 
     - Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz - niechętnie podnoszę głowę do góry, odrywając ją od ciepłego torsu Niemca i spoglądam w jego czekoladowe oczy. Przeciera kciukiem mokre od łez policzki. 
     - To nic wielkiego - gładzi moją twarz. Po chwili nasze usta złączają się w czułym pocałunku. - Robię to z miłości do ciebie.

                                                      *********************
Jestem spełniona, mogę umrzeć :D (chodziarz z drugiej strony to nie, bo będzie się jeszcze duuuuużo działo! ^_^) Nareszcie coś mi się dzisiaj udało xD

Kolejny rozdział pojawi się najprawdopodobniej za dwa tygodnie. Wybaczcie, ale czas poprawiać oceny :P 

Pozdrawiam i zapraszam do komentowania :))

3 komentarze:

  1. Melduję się ^^
    Rozdział genialny, chyba najlepszy ze wszystkich dotychczas :) Markus jaki spryciarz z tym telefonem. No, ale przyjaciółka jest przecież idealną osobą do rozpowszechniania takich informacji :) Laura, hmm... Jakoś mam dziwne przeczucia, że jeszcze nie raz się tutaj pojawi. Faceci w śpioszkach... Musiałabyś widzieć mój szeroki uśmiech na twarzy :) No i ta końcówka... Oj, kochana, mieszasz coraz bardziej i jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się w następnych rozdziałach ^^
    Dużo weny, no i proszę mi tutaj nie umierać :D
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Zapraszam kochana na szóstkę :**
      http://blue-flares.blogspot.com/2015/05/rozdzia-szosty.html

      Usuń
  2. Ohoho, no to mamy wielką miłość, czyli ma się rozumieć, że będzie teraz gorzej, bo Falun nie będzie trwało wiecznie (a taka szkoda, że nie trwało, bo srebro Schlierenzauera za każdym razem, gdy tylko sobie o nim przypomnę, ciągle robi mi humor :D). Trochę rozumiem jej stres, nie dość, że ma doświadczenia z przeszłości (dość nieprzyjemne), to jeszcze ta odległość. W ogóle zastanawia mnie, w jakim języku się porozumiewa z nimi, po angielsku, niemiecku...?
    Trochę mimo wszystko dziwi mnie ta ich relacja. Mam wrażenie, że człowieka nie można pokochać ot tak, chociaż być może ja takiej miłości nie zaznałam, dlatego tego nie rozumiem. Idę sprawdzać, jak tam dalsze losy tej dwójki.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę, aby wiadomości o nowych rozdziałach zamieszczać w przeznaczonej do tego zakładce SPAM :))
Pozdrawiam!
I M A G I N E