poniedziałek, 25 maja 2015

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY "Z panną Pisarską się nie zadziera."

     Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Związki, w które wchodzimy rzadko kiedy wynikają z przypadku. W swoim życiu natykamy się zarówno na osoby, które przyprawiają nas o uśmiech i te, które zadają nam ból. I tak jak ofiara potrzebuje kata, złodziej policjanta, poszkodowany szuka ukojenia, tak zraniony pragnie miłości i bliskości drugiej osoby. 
     Czasami to, co na początku może wydawać nam się zwykłym, nic nie znaczącym zbiegiem okoliczności, z czasem nabiera sensu i przejrzystości, a my sami zaczynamy zdawać sobie sprawę o jego prawdziwym znaczeniu. Porażka przeradza się w zwycięstwo, a tragedia okazuje się być szczęśliwym trafem.
     Od samego rana byłam na nogach, i nie mam tutaj na myśli treningu, który zaplanowany był na 11.30. Cały ranek spędziłam na przemyśleniach. Ostatnio dużo rozmyślam, stało się to chyba moim ulubionym zajęciem i które swoją drogą, jak na razie wychodzi mi najlepiej. Gdy byłam już gotowa wyjść na zewnątrz i pokazać, że żyję i mam się dobrze, to znów opanowywał mnie strach. Nie byłam do końca pewna tego, co robię i czy w ogóle dobrze robię. Miała to być nic niezobowiązująca pomoc w zamian za wymarzony wyjazd na Mistrzostwa Świata, a wyszło, cóż, jak wyszło. Chciałam pokazać się z jak najlepszej strony, udowodnić, że potrafię coś więcej niż rzucanie dyskiem czy prowadzenie psa po skomplikowanym torze. To się działo za szybko, zdecydowanie nie na moje nerwy i powolny tok myślenia. 
     Kiedy w końcu byłam gotowa i pojawiłam się na treningu, nieprzytomnie wodziłam wzrokiem po skoczni, nie skupiając się w ogóle na powierzonym mi zadaniu. I choć nie miało to jakiegokolwiek wpływu na wyniki, które po obu seriach były wręcz fenomenalne, to i tak nie byłam zadowolona. Markus spoglądał na mnie ukradkiem, co mnie jeszcze bardziej dekoncentrowało, ale nie to było moim problemem. Najgorsza była bezpośrednia konfrontacja, czyli rozmowa po każdym ze skoków. Nie potrafię ich wszystkich opisać, bo zwyczajnie nie pamiętam, stres mnie zżerał od góry do dołu. Po treningu moja psychika była tak zrujnowana, że to tym razem ja potrzebowałam jak najszybszej konsultacji z psychologiem. 
     Po zakończonych seriach chciałam udać się do pokoju. Miałam dość wrażeń jak na jeden dzień. Niestety, póki co o spokoju mogłam jedynie pomarzyć.
     - Zadomowiłaś się już? - zagadała Laura.
     - Taak... - zapewniłam z nutą zawahania w głosie.
     - A nie mówiłam, że ci się spodoba?
     - I tak nie jestem zadowolona z mojej dzisiejszej pracy - skierowałam się w stronę wyjścia. - Wybacz, ale jestem zmęczona. 
     - Poczekaj! - złapała mnie za rękę. - Przecież nie mogę cię tak po prostu puścić do domu. Trzeba oblać twój debiut - uśmiechnęła się zadziornie. 
     - W południe? - unoszę brwi do góry.
     - Nie marudź! Tylko jednego drinka - Laura zrobiła maślane oczka. 
     - No dobrze... - wzruszyłam ramionami. - Ale ja zadowolę się zwykłym sokiem. 
     - Nie ma mowy! - zaoponowała. - Jak szaleć to szaleć. 
     Podniosłam jedynie ręce w geście poddania i ruszyłam za blondwłosą Niemką. Kilka minut później siedziałyśmy w jednej z pobliskich knajpek, popijając mojito. 
     - Więc, powiesz mi, czym się zajmujesz na co dzień? - zapytała.
     - Razem z moją suczką startujemy na zawodach dog frisbee i agility.
     - No to jak na razie macie ręce pełne roboty - zaśmiała się ironicznie Laura.
     - Zimę również spędzamy aktywnie, czasami trafiają się jakieś konkursy, tak jak w Vikersund dwa tygodnie temu. 
     - Rozumiem, że nasi chłopcy wynaleźli cię właśnie tam? - zapytała.
     - Tak jakby.
     - Czego to oni nie wymyślą... - wzięła łyk trunku. - A mogę wiedzieć, który był taki odważny?
     - To trochę skomplikowane... W sumie sama się już w tym pogubiłam - rzuciłam nerwowo. - Przepraszam cię, ale jestem zmęczona. Możemy już wracać? 
     - Poczekaj, przecież nigdzie nam się nie spieszy... - zlustrowała mnie badawczym wzrokiem. - Wszystko w porządku?
     - Tak, jak najbardziej - zdobyłam się na uśmiech.
     - Ale przecież widzę - w ułamku sekundy spoważniała. - Słuchaj, może jestem szalona i nieco roztrzepana, ale możesz mi zaufać. No, opowiadaj.
     Nie miałam ochoty na zwierzenia, tym bardziej przed obcą osoba. Jednak, chyba tego właśnie potrzebowałam - rozmowy. Długiej, szczerej rozmowy. 
     - Nie tutaj - wstałam. - Chodźmy do mnie.

                                                      *********************


     - No i wychodzi na to, że obojgu nam zależy... - właśnie kończyłam swój wykład na temat moich sercowych rozterek. Laura siedziała na łóżku obok mnie i uważnie wsłuchiwała się w mój przeciętny angielski akcent. 

     - To wspaniale! Ty to w czepku urodzona - przerwała mi rozpromieniona Niemka.
     - ... ale mam wątpliwości - na te słowa blondwłosa natychmiast spochmurniała.
     - Moment, bo się zgubiłam - zamyśliła się, po czym zaczęła energiczne gestykulować. - Czyli wychodzi na to, że oboje coś do siebie czujecie, ale ty nie chcesz z nim być?
     - Nie, właśnie chodzi o to że ja bym bardzo chciała, ale... no, tak jakby...
     - Tak jakby...? 
     - ...się boję? - mówię niepewnie.
     - To ja już nic nie rozumiem! - wzrusza ramionami.
     - Mówiłam przecież, że to skomplikowane! - ukrywam twarz w dłoniach. 
     - Myślałam, że chodzi ci o to, w jaki sposób znalazłaś się w kadrze, a nie o to, dlaczego nie chcesz być z Markusem - wzdycha Laura. - Dziewczyno, ja nie wiem nad czym się tu zastanawiać. Bierz póki możesz, bo się w końcu rozmyśli i znajdzie inną. 
     "Może ma rację? Może to jedyna szansa na to, aby wreszcie wygrzebać się z tego bagna, jakim jest rozpacz po nieudanym związku?"
     - Sama nie wiem... 
     - Ja na twoim miejscu walczyłabym do upadłego. Znam tych rozpieszczonych bachorów dobrych kilka lat i czasami przejawiają pewne oznaki obecności mózgu pod kaskiem. I z czystym sercem mogę potwierdzić, że Markus to świetny facet, zdecydowanie rzadko odznaczający się wyjątkową debilnością, jak na germański lud przystało. Być może jeszcze nie zdążył się nią zarazić i możliwe, że to nie nastąpi, bo w jego życiu pojawiła się pewna Polka, która właśnie siedzi obok mnie i cierpliwie znosi moje wykłady na tematy zupełnie mi odległe i obce - Niemka wreszcie kończy, głośno wzdychając.
     - Masz rację - mimowolnie się uśmiecham i przytulam Laurę jak najlepszą przyjaciółkę. - Dziękuję.
     - No, a teraz w ramach rekompensaty pomożesz mi w papierkowej robocie, z którą męczę się już drugi dzień. 

                                                  *trzy godziny później*


     - Jak ci idzie? - pyta Niemka z nosem w stosie zapisanych kartek.
     - Nie najgorzej - kładę długopis na karcie Severina podsumowującej jego dotychczasowe skoki i spadki formy. 

     - Może wyskoczymy gdzieś dzisiaj?
     - Same? 
     - Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, to tak. No chyba, że chcesz iść z chłopakami...
     - Nie wiem, mi jest to obojętne. 
     - A może pójdziemy z nimi? Teoretycznie oni bardziej znają tutejszą okolicę, poza tym z nimi będzie bezpieczniej. 
     - Mówiłam już, mi jest wszystko jedno. 
     Niemka zdąża jedynie obdarzyć mnie szelmowskim uśmiechem, kiedy drzwi mojego pokoju otwierają się. 
     - Cześć dziewczyny! - do pomieszczenia wpada roześmiany Wellinger a za nim podąża równie rozpromieniony Kraus. - Nie macie ochoty wyjść z nami wieczorem na miasto?
     - No to nici ze wspólnego spacerku - rzucam Niemce smutne spojrzenie.
     - A będzie ktoś jeszcze? 
     - Pewnie ktoś się nawinie po drodze... - odpowiada Marinus.
     - Świetnie! Kaśka, idziemy, prawda?
     - Nie za bardzo mi się chce...
     - Podobno w którymś klubie ma grać jakiś rockowy zespół - na te słowa natychmiast się ożywiam.
     - Jaki? - pytam z zaciekawieniem.
     - Coś na g... - starszy z Niemców strzela palcami, próbując przypomnieć sobie nazwę zespołu. -  Grey Night?
     - Green Day! - krzyczę z oburzeniem.
     - Mniejsza, idziecie z nami? - wtrąca się Andi.
     - Okey, pójdę - wywracam teatralnie oczami.
     - Świetnie, to widzimy się po treningu - rzuca i razem z Marinusem wychodzą z pokoju. 

                                                      *********************


     - Kretyni - opieram się o ścianę i krzyżuję ręce na piersi. - Idioci. Wykorzystali nas.

     Stoimy bezradnie z blondynką w jakimś klubie na zadupiu Falun i obserwujemy poczynania niemieckiej drużyny w skokach narciarskich na parkiecie. Jak się później okazało, żaden z obecnych tutaj, w Szwecji, nie chciał przepuścić jedynej takiej okazji na zabawę i naturalnie wybrał się każdy z Niemców.
     "Do Jacobsena dużo im brakuje. I do Velty też"
     - Nie miej im tego za złe. Oni tacy są i bynajmniej nie znają się na muzyce - mówi Laura, próbując dusić w sobie śmiech, ale nie wytrzymuje długo.
     - Nie mogę tego pojąć-jak można pomylić rocka z jakimś szwedzkim disco polo?! - wymachuję rękoma w geście niezadowolenia. - Obrazili tak genialny zespół. I to w mojej obecności!
     - Mówiłam ci-oni nie mają za grosz pojęcia o dobrej muzyce. Ale przyznaj, facet na gitarze wymiata - Niemka z udawanym podziwem spogląda na scenę.
     - Gdyby jeszcze potrafił na niej grać, bo póki co to zwykłe, bezsensowne szarpanie strun...
     - Uważasz, że zrobiłabyś to lepiej? - przenosi swój wzrok na mnie.
     - Tego nie powiedziałam - uśmiecham się złośliwie. - Jestem beztalenciem zarówno muzycznym, jak i wokalnym. Chociaż nie, śpiewać umiem, ale tylko w tedy, gdy przedawkuje z alkoholem - dodaję w zamyśleniu.
     - Rytmy też niczego sobie - Laura zaczyna tupać nogą w rytm muzyki. - Przynajmniej nasi chłopcy dobrze się bawią.
     - Też bym się tak dobrze bawiła, gdybym miała wodę zamiast mózgu - z uwagą lustruję każdego tańczącego Niemca. - I Matkę Teresę w roli trenera. 
     - Trzeba się zbierać - blondynka kieruje się na parkiet.
     - Poczekaj, sami chcieli tutaj przyjść, to niech się bawią. A jeżeli sprawy potoczą się za daleko, to sami poniosą konsekwencje. 
     - Chyba nie zostawimy ich tutaj w takim stanie?
     - No co ty. Poczekamy na rozwój sytuacji, a w efekcie będziemy się wić po podłodze ze śmiechu z ich wyczynów po pijaku - dodaję i uśmiecham się złośliwie. 
     "Z panną Pisarską się nie zadziera."

                                                      *********************


Zachciało mi się pisać komedię... Przynajmniej wena wróciła :P
Kolejny rozdział pojawi sie wg. nowego harmonogramu - za dwa tygodnie :)
Mam taką małą prośbę - jeżeli czytasz, skomentuj; nawet jednym słowem, z anonima. Chce po prostu widzieć, ilu mam czytelników i czy dalsze pisanie w ogóle ma sens.
Pozdrawiam! :))

5 komentarzy:

  1. Kochana, wybacz poślizg, ale szkoła zawładnęła całym moim wczorajszym wieczorem... -.-
    Ja tam nie mam nic przeciwko komedii, bo bardzo mi się taki scenariusz podoba :D Laura jako powierniczka? Hmm... nie wiem, dlaczego, ale jakoś od samego początku miałam do niej lekkie wątpliwości. Albo po prostu widzę coś, co nie istnieje. Chłopacy coś nieobeznani w muzyce :) Grey Night, matko jedyna xD
    Co do tego "czy dalsze pisanie w ogóle ma sens". Jakby co, na mnie możesz liczyć ♥
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Zapraszam na siódemkę :**
      http://blue-flares.blogspot.com/2015/05/rozdzia-siodmy.html

      Usuń
  2. Hej, wróciłam! Najpierw z podziękowaniem - za to, że jesteś chyba jedyną czytelniczką, która powróciła wraz ze mną po zawieszeniu. To naprawdę świetne, że zostałaś. :)

    Ale druga rzecz to błąd, którego nie mogę nie wytknąć. "Chodziarz" to taki sportowiec, np. Robert Korzeniowski. :) A Tobie chodzi o "chociaż", które jest pewną partykułą, a częściej spójnikiem. Błagam, zmień to... Chyba że zwyczajnie nie zrozumiałam jakiegoś "ukrytego humoru" w takim zapisie tego słowa.

    Co się zaś tyczy rozdziału, to Niemcy okropni kanciarze, jakby mogli, to i organy przehandlują za wejściówkę na imprezę. :D Oj, coś czuję, że Kaśka zbierze dużo ciekawego materiału. Ale niech gnidy mają za swoje. I mam nadzieję, że w końcu zdecyduje się, co do Markusa. Byłby czas! Niech Laury słucha, Laura wydaje się mądrą babeczką. :) Tośka by jej to nawet doradziła, a to już coś!

    Pozdrawiam i weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to nie ukryty humor, to moja nieuwaga :x Wybacz, ale takie są efekty poprawiania błędów na szybko. Za bardzo zaufałam przeglądarce :D

      Usuń
  3. Czasami z obcymi ludźmi rozmawia się najlepiej, a kiedy jest tak, że już się na pewno nie spotkamy i nie powinno nam zależeć na ich opinii o nas, to już w ogóle. Taki obcy ma spojrzenie na sytuację z boku i zawsze może coś dobrego doradzić.
    Co do komediowego wątku w tym rozdziale - o matko, zdecydowanie zareagowałabym tak jak Kasia! Kurcze, pomylić GREEN DAY z jakimś szwedzkim disco-polo to świętokradztwo. Oj, jak ja nie lubię takiej muzyki, za to na Green Day to już bym się zajarała, nacieszyła, zrobiła kilka koziołków w powietrzu, poszła i... no, mamy przedstawione w rozdziale, co miałoby być.
    Wielki plus ode mnie za brak talentu muzycznego, bo jakoś wyjątkowo często główne bohaterki śpiewają, grają na skrzypcach, wiolonczeli, gitarze, flecie, ukulele i pianinie jednocześnie. Za ten zabieg po prostu plus ode mnie.
    Pozdrawiam
    (www.skok-do-niesmiertelnosci.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę, aby wiadomości o nowych rozdziałach zamieszczać w przeznaczonej do tego zakładce SPAM :))
Pozdrawiam!
I M A G I N E