Siedziałam na fotelu przy oknie, popijając kawę. Samolot miał odlecieć za godzinę. Wyciągnęłam z bagażu podręcznego jakąś książkę. Zaczęłam ją czytać kilka miesięcy temu, nie było jednak czasu na jej dokończenie toteż uznałam, że nadarzyła się ku temu idealna okazja. Nim jednak zdążyłam otworzyć ją na pierwszej stronie, usłyszałam głos Ani. Zerwałam się na równe nogi w przekonaniu, że zdarzyło się coś złego. Moje obawy jednak zostały szybko rozwiane. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wyjechałaś z hotelu bez pożegnania. Zrobiłem wczoraj coś nie tak? - Markus zmierzył mnie pytającym wzrokiem, krzyżując ręce na piersi.
- Nie, skądże. Jedynie mój osobisty budzik dzisiaj zaspał - spojrzałam na Zoom.
- Mam nadzieję, że pojawisz się w Falun.
- Przecież obiecałam - uśmiechnęłam się. - O której masz samolot?
- Za pół godziny wylatujemy. Wpadłem się tylko pożegnać.
- Więc, do zobaczenia za tydzień.
- Do zobaczenia - podszedł i złożył na moim policzku nieśmiały pocałunek, po czym odszedł.
Moje życie właśnie wywróciło się do góry nogami.
*********************
Stałam przed moim domem w Krakowie.
"Nareszcie."
Na klatce schodowej przywitała mnie sąsiadka, uprzejma staruszka, z którą przesiedziałam dziesiątki godzin na wspólnych rozmowach. Włożyłam klucz do zamka. Otworzyłam drzwi. Znajome zapachy zaczęły otaczać mnie i Zoom. Rzuciłam się bezwładnie na łóżko, starając poukładać niesforne myśli w jedną całość.
W ostatnim czasie dużo wydarzyło się w moim życiu. Kolejna z rzędu wygrana, pewne miejsce na Mistrzostwach Świata i kolejna z rzędu szansa na jego zdobycie. To był zdecydowanie plus tego wyjazdu. Summa summarum, po to pojechałam do Norwegii. A co z Markusem? Do tej pory nie wiem, czy zrobiłam dobrze, mieszając w jego życiu. Polubiłam go, chyba aż za bardzo, o czym mogłam się przekonać dzień wcześniej na pamiętnym wieczorze w restauracji. Do tego jego dzisiejsze zachowanie.
"Jak mam to rozumieć?"
Czy on rzeczywiście czuje to samo co ja? Nie powinnam sobie robić nadziei, ale, do cholery jasnej, chyba go kocham!
*********************
Postanowiłam odwiedzić rodziców jeszcze dzisiaj. Auto już od dwóch tygodni kurzy się w garażu. Bez namysłu wpakowałam do niego torbę i Zoom, po czym w rytm ulubionej piosenki Nickelback ruszyłam autostradą do Radomia. Rodzice na pewno się ucieszą. Zawsze wyczekiwali moich odwiedzin z utęsknieniem. Ja natomiast muszę się oderwać od rzeczywistości i przemyśleć wszystko, co w ostatnim czasie wydarzyło się w moim życiu. A wydarzyło się dużo.
Po kilku godzinach stałam już pod niewielkim, jednopiętrowym domkiem na obrzeżach miasta. Zapukałam do drzwi.
- Kasia? Co ty tutaj robisz? - mama nie ukrywała zdziwienia. Miałam przecież przyjechać dzień później.
- Postanowiłam wam zrobić niespodziankę - odpowiedziałam z uśmiechem, po czym weszłam do mieszkania.
Kiedy tylko przekroczyłam próg zobaczyłam, że nie jestem jedynym gościem. W salonie siedziała ciocia razem z pięcioletnim synem Emilem.
- Dzień dobry, ciociu - przywitałam się, a chwilę potem kuzyn zawisł na mojej szyi.
- Opowiadaj, jak było w Norwegii? - powiedziała pani Pisarska.
"Oho, zaczyna się..."
- Dobrze, jak pewnie wiecie, mamy pewne miejsce na Mistrzostwach Świata.
- Zdolna bestia! - do rozmowy przyłączył się tata, głaskając Zoom po głowie.
- Mogliby zacząć transmitować konkursy w telewizji. Tam to jest przynajmniej na co popatrzeć, nie to co w tej całej piłce nożnej czy skokach... - rzuciła ciocia z przekąsem, za co miałam ochotę urwać jej głowę. No dobrze, co do futbolu się zgodzę, ale w skokach, mimo gorszego sezonu polskich sportowców, od pewnego czasu zaczynamy osiągać wyczekiwane, pierwsze sukcesy.
- Właśnie! Byłaś na lotach w Vikersund? - zapytał pan Pisarski.
- Phi, głupio pytasz - wyszczerzyłam zęby.
- Poznałaś jakiegoś skoczka? Z tego co słyszałam, to mieszkałaś chyba nawet w tym samym hotelu, co oni - powiedziała mama. Na te słowa moja twarz automatycznie nabrała kolorów.
Spodziewałam się tego. Oczywiście nie powiem im o Markusie i o tym, co do niego czuję. Mimo dobrych relacji nigdy nie zwierzałam się im z moich uczuć.
- Zamieniłam z niektórymi kilka słów, ale... ale... - zacięłam się. - Na tym się skończyło - dodałam szczęśliwa.
"Uff, tym razem się udało..."
Rodzice postanowili mnie już nie męczyć zbędnymi pytaniami. Za to wpadli na genialny, ich zdaniem oczywiście, pomysł.
- Możesz odebrać Kacpra ze szkoły? Za pół godziny kończy lekcje.
Byłam zmęczona, przejechałam prawie pół Polski i jedyne o czym teraz marzę, to kubek gorącej herbaty i porządna drzemka. Nie mogłam jednak odmówić i chwilę potem siedziałam już w samochodzie w drodze pod jedno z radomskich gimnazjów.
*********************
- Cześć, młody - poklepałam młodszego brata po ramieniu.
- Wróciłaś już?
- A nie widać? - uniosłam brwi do góry, po czym wskazałam drzwi auta. - Wsiadaj, jedziemy do domu.
- Jak wrażenia po przylocie z Norwegii?
- Słuchaj, jestem wykończona, dopiero co wróciłam z Krakowa, przedtem odbyłam wyczerpująca podróż samolotem. Zmiłuj się, ja dziś nie kontaktuję!
- Okey, nie musisz się od razu unosić. Ale wiedz, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Zawody mogłeś sobie obejrzeć w internecie, chyba w tym czasie nie byłeś w szkole.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi - uśmiechnął się ironicznie.
Ciarki przeszyły moje ciało a twarz zrobiła się momentalnie purpurowa. Nerwowo zaczęłam analizować mój pobyt w Skandynawii i wszystkie spotkania z Markusem. Czy ktoś nas widział?
- Pogadamy jutro - wydukałam, po czym pogłośniłam radio.
*********************
Rankiem, następnego dnia, postanowiłam razem z Zoom zbadać teren w pobliżu domu. Ostatni raz byłyśmy tam dwa miesiące temu. Czy coś się zmieniło? Zapewne niewiele. Łąki nadal pokryte białym puchem, drzewa nadal bezlistne, aura nadal ponura i mało atrakcyjna do zwiedzania tego miejsca. Jednak, przy moim obecnym stanie psychiki, takie miejsca kusiły swoim klimatem, ciszą, i spokojem. Było idealne na przemyślenia.
Coś jednak nie dawało mi tego spokoju, jakie miał zapewnić bezkres obumarłej łąki. Zimno zaczynało docierać do każdego zakątka mojego ciała, równie mocno dawało się we znaki borderce, która, mimo zamiłowania do białego puchu, powoli zaczynała trząść się jak galareta; jak Zoom na widok dysku. Ponadto odczuwałam dziwną potrzebę porozmawiania z kimś, obecności drugiej osoby, KONKRETNEJ osoby. Po niespełna godzinnym spacerze byłyśmy zmuszone wrócić do domu.
*********************
Padłam na sofę z kubkiem gorącej kawy. Sięgnęłam po książkę leżącą na komodzie obok i zagłębiłam się w lekturze, raz po raz ziewając i przymykając oczy. W końcu dałam za wygraną i odpłynęłam do krainy Morfeusza. Po chwili jednak twarda oprawka z impetem uderzyła mnie w czoło, a to za sprawą pewnego trzynastoletniego chłopca, który tę oto książkę cisnął wprost na moją głowę.
- Oszalałeś?! - wykrzyknęłam poirytowana.
- Mogłabyś mnie gdzieś podwieźć? - wyszczerzył zęby Kacper.
- Mogę, ale następnym razem wystarczy zwykłe szarpnięcie za rękaw, nie musisz posuwać się do aktów przemocy - oburzona wyminęłam go i zaspana podreptałam po kluczyki do samochodu.
- Gdzie mam cię podwieźć? - zapytałam, kiedy już siedzieliśmy w czarnym audi mojego taty.
- Na Żeromkę*.
- A powiesz mi, gdzie chcesz iść?
- Idę z kolegami do kina.
- Mam po ciebie przyjechać?
- Nie, nie musisz, przyjadę autobusem.
- O której będziesz?
- Po kinie mamy jeszcze iść do Maćka, pewnie wieczorem.
- Na jaki film idziecie?
- Nie wiemy jeszcze. Czy pani prokurator skończyła przesłuchanie? - rzucił ironicznie.
- Uspokój się, po prostu muszę mieć pewność, że nic ci się nie stanie - wywróciłam oczami.
- Opowiesz mi w końcu jak było w Norwegii? - Kacper przerwał panującą dłuższy czas chwilę. Nabrałam powietrza w płuca.
- Jak było? Cóż... - mieszanina azotu, tlenu i kilku innych pierwiastków chemicznych, których nie jestem w stanie wymienić ze świstem przeleciała między moimi zębami, a ręce spoczywające na kierownicy zaczęły nerwowo drżeć. Ta chwila prędzej czy później musiała nadejść, on nie da mi spokoju, zbyt dobrze go znam. - Tak jak na każdym wyjeździe. Wygraliśmy, co pewnie wiesz, byłam na lotach na mamucie...
- Poznałaś jakiegoś skoczka? - przekręcił głowę w moją stronę. Błędnie wodziłam wzrokiem po zakorkowanej ulicy, szukając ratunku.
- Rozmawiałam z kilkoma, ale to były zwykłe wymiany kilku zdań, z żadnym nie utrzymałam kontaktu - pierwsze kłamstwo.
- Nie zemdlałaś podczas którejś z rozmów? - zaśmiał się.
- Nie, nie zemdlałam - drugie, co prawda nie do końca, kłamstwo.
- Jakoś mi się nie chce wierzyć, zawsze śliniłaś się na widok każdego sportowca, o skoczkach już nie wspominając.
- Zdążyłam z tego wyrosnąć - uśmiechnęłam się ironicznie. - Jesteśmy na miejscu. Jakby się coś działo, śmiało możesz dzwonić.
- Cześć - wysiadł z samochodu. Czekałam, aż zniknie mi z oczu i wróciłam do domu.
*********************
Mistrzostwa Świata w Falun zbliżały się nieubłaganie. Nie byłam pewna, czy powinnam jechać. Może lepiej zostać w domu i o wszystkim zapomnieć? Udawać, że nic nigdy nie miało miejsca i żyć dalej? W końcu, kiedyś to się skończy i każde z nas pójdzie w swoją stronę.
Albo i nie...
"Nie, nie myśl o tym. To nie ma sensu. Pojedziesz tam, wyjaśnicie sobie wszystko i to spotkanie będzie waszym ostatnim. Nie rób mu nadziei, dobrze wiesz, że życie na walizkach nie wyjdzie ci na dobre, a przez kursowanie między Polską a Niemcami w końcu siądzie Ci psychika. Nie dasz rady. To nie na twoje nerwy. Po prostu zapomnij..."
Ale to nie takie proste, po prostu zapomnieć. Zapomnieć o kimś, kto pozwolił ci się otworzyć, rozumiał cię bez słów i samą swoją obecnością sprawiał, że czułaś się bezpiecznie. Przez te kilka dni zrozumiałam, kim jest dla mnie Markus i co tak na prawdę dla mnie znaczy. Nie mogłam pozwolić mu odejść. Kocham go. Tak, chyba go kocham.
*********************
*ul. Stefana Żeromskiego - główna ulica Radomia, deptak*
Witajcie! :* Jak Wam mija majówka? ^_^
Ten rozdział już nieco lepszy od poprzedniego, ale nadal coś mi w nim nie pasuje :/ To jest taki mały wstęp do tego, co będzie się dziać w Falun; nieco refleksyjny, starałam się wprowadzić Was w nastrój (wiem, nie wyszło mi :P).
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania :))
Btw. niedawno wybiło nam 1000 wyświetleń! Dziękuję, że wchodzicie, czytacie, komentujecie i za to, że w ogóle jesteście <3
Melduję się ♥ Proszę mi tu nie narzekać, bardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNo tak, przesłuchanie rodzinne po powrocie z wyjazdu rzecz święta. Bez tego się nie obejdzie. Mama jaka ciekawska... :) No i jeszcze na dokładkę Kacper. Ale coś mi się wydaje, że te wszystkie kłamstewka niedługo wyjdą na jaw... Mały wstęp? No to będzie się działo tam w Szwecji ^^
Dużo weny i buziaki :**
Przepraszam, że nie skomentowała poprzedniego :/
OdpowiedzUsuńKaśka, kobieto, ogarnij się! Jak mi to trudno zrozumieć. Jeżeli w grę wchodzą psy i zawody, to potrafi walczyć i dawać z siebie wszystko, ale przy Markusie ciągle się przekonuje, że to niedobry pomysł. A przecież obie te "rzeczy" są jej bardzo bliskie i śmiało można powiedzieć, że to miłość. Może Szwecja będzie przełomem?
Pozdrawiam :)
Odrobinę ciekawiej się robi, chociaż raz spotykam się w fanficku z tym, że odległość to jednak jest przeszkoda. Często autorki ficków łączą dziewczynę z Warszawy i chłopaka mieszkającego tysiące kilometrów od niej i ciągle kursują między sobą samolotami, tak jakby bilety lotnicze leciały z nieba. Szczerze, nawet tutaj wyszłoby to o wiele bardziej przekonująco, w końcu dziewczyna z tytułami mistrzowskimi musi mieć trochę na koncie. Nieważne. Ciekawi mnie, co się stanie w Falun, czy pociągną bardziej do siebie, czy bardziej od siebie... a najbardziej cieszyłabym się, jakby w drogę wszedł jeszcze ktoś inny! Chyba mam naturę sadystki, lubię komplikować życie bohaterom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.