„Nie,
tylko nie on. Każdy, tylko nie ON...”
Rozłożyłam
bezradnie ręce. Byłam, krótko mówiąc, w czarnej dupie.
-
Hej – powiedział nieśmiało Łukasz, dzierżąc w prawej dłoni
bukiet czerwonych róż.
Jego
widok wywołał nieprzyjemny dreszcz, który niepostrzeżenie
przeszył moje ciało. Poczułam, jak zawartość żołądka zrobiła kilka solidnych fikołków.
-
To ja może zostawię was samych – powiedział Tomek i opuścił
mieszkanie.
-
Ja... Ja chciałbym to wszystko naprawić – zaczął.
-
Nie ma czego naprawiać – przerwałam. - To był definitywny
koniec. Nic nas już nie łączy.
-
Czyli wybrałaś tego szwaba, tak? - w oczach chłopaka pojawiły się
iskierki, świadczące o nadchodzącej złości.
-
Nie mów tak o nim... - powiedziałam z wyrzutem. W środku kipiałam ze
złości.
-
Co on ma, czego ja nie mam? Bo zdobył uznanie? Szukasz kogoś
równemu tobie? Czy może nie chcesz, aby przyćmił twoją sławę?
-
Co ty w ogóle mówisz?! Uważasz tak, bo tobie się nie udało?
Trzeba było myśleć zanim sięgnąłeś po używki. Nie moja wina,
że wyleciałeś z drużyny.
-
Tak, to była twoja wina – wskazywał na mnie złowrogo palcem. -
Wywierałaś na mnie ogromną presję. Musiałem jakoś odreagować.
-
Bo chciałeś mi dorównać? Słyszysz ty siebie w ogóle?!
-
Nie mogłem znieść tego, że byłaś lepsza. Trener mnie
faworyzował, kazał brać przykład z ciebie.
-
To już nie moja wina, że zarówno ty, jak i cała ta twoja
pieprzona drużyna uznaliście mnie za jakiegoś guru i zaczęliście
brać za autorytet.
-
Wiesz co? Miałem nadzieję, że to spotkanie przebiegnie zupełnie
inaczej.
-
Na co ty liczyłeś? Myślałeś, że rzucę ci się w ramiona i
zacznę żałować tego co zrobiłam? Otóż się mylisz, to była
najsłuszniejsza decyzja, jaką w życiu podjęłam –
odpowiedziałam dumnie.
-
Matka nie byłaby z ciebie dumna.
Zmarszczył czoło, kiwając nieporadnie głową. Zaniemówiłam. Tego było już za wiele. Na ten widok, uśmiech wkradł się na jego twarz.
Zmarszczył czoło, kiwając nieporadnie głową. Zaniemówiłam. Tego było już za wiele. Na ten widok, uśmiech wkradł się na jego twarz.
-
Wynoś się – wycedziłam z odrazą. - I nie wracaj tutaj więcej.
*********************
Przez
ostatnich kilkanaście dni przez moje mieszkanie przewinęło się
mnóstwo osób – od przyjaciół, a w szczególności Ani, która
doglądała porządku i pilnowała tego, abym przypadkiem nie wpadła
na pomysł zrobienia czegoś głupiego; do zatroskanych sąsiadów,
zaniepokojonych ciągłymi kłótniami. Nic nie sprawiało mi już
przyjemności. Nawet Zoom, która była lekarstwem na wszystkie
kłopoty, nie dawała rady. Dni znów stały się szare i monotonne,
a mnie ubywało. Kości policzkowe stały się wyraźniejsze, a pod
oczami pojawiły się cienie, wynikające z długich, nieprzespanych
nocy poprzedzonych długim lamentowaniem.
Nie
płakałam często, ale jeśli już, to okropnie, a uczucie
bezsilności towarzyszyło mi przez długi czas. Nigdy nie potrafiłam
samodzielnie się z tego wyleczyć, bezradność przytłaczała mnie
każdego dnia i nic nie było w stanie pomóc mi zapomnieć o tym, co
mnie boli, co mnie trapi, co mnie prześladuje na każdym kroku...
Było
coraz gorzej.
Nie
interesowało mnie to, co w tej chwili robi Markus – czy przeżywa
to równie mocno, co ja (choć w to wątpiłam), czy też znalazł
sobie pocieszenie w formie tej
jędzy
Denise.
Ale o nim nie zapominałam.
Bo
ja go nadal, jasna cholera, kochałam...
-
Na
pewno wszystko w porządku? - zapytała z troską Ania, widząc, jak
męczę się z zapięciem od smyczy dobre kilka długich chwil. -
Dobrze się czujesz?
-
Lepiej – odpowiedziałam dumnie, kiedy karabińczyk zatrzasnął
się na kolorowej obroży Zoom.
-
Lepiej? - zapytała ponownie, nie dowierzając temu, co właśnie
przed chwilą powiedziałam.
-
Lepiej nie pytać – dodałam, siląc się na uśmiech.
Co
prawda, najgorszy okres miałam już za sobą. Teraz zmierzałam po
prostej, która miała pociągnąć mnie ku lepszemu życiu.
Haha,
gówno prawda.
Okłamywałam
Anię. Zaczęłam palić. Przez to jeszcze bardziej mój organizm się
wyniszczył. Serwowałam sobie śmierć na własne życzenie. Czuć
było ode mnie nikotynę, ale nos przyjaciółki na szczęście nie
był na tyle wyczulony, aby cokolwiek poczuć. Papierosy odpalałam
mechanicznie, zawsze w wtedy, kiedy czułam się gorzej. Czyli co
mniej więcej kilkanaście minut. Fajka za fajką, paczka za paczką.
Tak obecnie wyglądało moje życie.
Nareszcie
poczułam się jak typowy, statystyczny dwudziestolatek!
-
Chyba nie dam rady dzisiaj wyjść z Zoom – zatoczyłam niewielkie
koło, udając zawroty głowy. Mój nałóg właśnie się odezwał.
-
Daj – wyrwała mi smycz z ręki i pomogła usiąść na łóżku –
ja z nią wyjdę.
-
Dziękuję – uśmiechnęłam się, co Ania odwzajemniła. Kilka
sekund później już jej w domu nie było.
Wstałam
i wyszłam na balkon, po drodze zabierając świeżą paczkę spod
poduszki. Oparłam się o balustradę, odpaliłam papierosa i
zaciągnęłam się dymem. Nikotyna przyjemnie drażniła moje
gardło, przynosiła ukojenie. Drugi wdech. Błogi smak rozchodził
się po moim ciele. Trzeci wdech... Czwarty wdech... Piąty wdech... Nie
zdążyłam nawet zorientować się, kiedy go wypaliłam. Bez namysły
sięgnęłam po drugiego. Anka nie wróci tak szybko, nie z dwoma
psami na karku. Rozkoszowałam się smakiem, który odprężał moje
ciało.
Papieros tlił się w spierzchniętych ustach, a na czarnych spodniach wirowały pojedyncze płatki popiołu. Można powiedzieć, że byłam kobietą niezależną, znającą swoje miejsce, kobietą solidną i silną, z zasadami i godnością lub zwyczajnie człowiekiem bojącym się uczuć.
Kolejny wdech...
Papieros tlił się w spierzchniętych ustach, a na czarnych spodniach wirowały pojedyncze płatki popiołu. Można powiedzieć, że byłam kobietą niezależną, znającą swoje miejsce, kobietą solidną i silną, z zasadami i godnością lub zwyczajnie człowiekiem bojącym się uczuć.
Kolejny wdech...
… i
pukanie do drzwi.
„O
kurwa.”
Tak,
z tego wszystkiego zaczęłam coraz częściej przeklinać. Niczym
rasowy szewc!
Wrzuciłam
niedopałek do doniczki i pobiegłam do łazienki, starając się jak
najlepiej zniwelować zapach dymu papierosowego. Wzięłam do buzi
pięć gum naraz, a kiedy upewniłam się, że nic ode mnie nie czuć,
poszłam sprawdzić, kto to.
Lecz
to nie Anię z kudłaczami zobaczyłam za drzwiami. Ani Tomka, który
nieudolnie od kilku dni próbował zdobyć moje serce. Ani Łukasza,
który odwiedzał mnie jeszcze raz, tydzień temu z myślą, że
przyjmę go jak syna marnotrawnego.
„O
kurwa razy dwa.”
-
Cześć – usłyszałam Jego głos, na którego dźwięk kolana same
mi miękły, a ciało przeszywały dreszcze przyjemniejsze niż
podczas palenia dziesiątej fajki pod rząd.
-
Cześć – uśmiech mimowolnie wkradł się na moją twarz.
-
Mogę? - zapytał, widząc moje zakłopotanie.
-
Tak – usunęłam się z gościnnym gestem, owiewając Markusa
zapachem tytoniu. -
Po co przyjechałeś? - zapytałam, w duchu modląc się o to, aby
właśnie przechodził ostre przeziębienie z ogromnym katarem.
Niestety, wyglądał dobrze.
Za
dobrze.
-
Chciałem cię zobaczyć, usłyszeć, co u ciebie...- zaczął,
przebierając nogami.
-
U mnie świetnie! Nigdy nie było lepiej – uśmiechnęłam się
sztucznie, pokazując rząd równych, trochę żółtych od palenia zębów.
-
A gdzie Zoom? - zapytał, rozglądając się po mieszkaniu.
-
Wyszła z Anią na spacer – odpowiedziałam automatycznie.
-
Okey.
Nastąpiła
chwila ciszy. Niezręcznej i okropnie długiej ciszy, dłużącej się
w nieskończoność. Jego obecność nie była mi w tym momencie na
rękę.
-
Palisz. - Pociągnął kilka razy nosem, a następnie bardziej
stwierdził, niż spytał.
-
Nie, wcale nie – zaprzeczyłam, kiwając głową.
-
Przecież czuję – parsknął śmiechem.
Westchnęłam.
To prawda, nie dało się tego nie poczuć.
-
Tak, palę – przyznałam, wypuszczając powietrze ze świstem.
-
Dlaczego?
-
To już chyba moja sprawa – odpowiedziałam, uśmiechając się
ironicznie.
-
Nie poznaję cię... - powiedział z wyrzutem Niemiec.
-
Nie widziałeś mnie miesiąc. Chyba miałam prawo do zrobienia kilku
detalicznych poprawek w swoim życiu...
-
Palenie nazywasz „detalicznymi poprawkami”?
-
Masz mnie zamiar pouczać?
-
Nie, masz rację, ty decydujesz o sobie i swoim życiu – wzruszył ramionami.
-
Twoje zdanie nic dla mnie nie znaczy już dobrych kilka tygodni –
powiedziałam, krzyżując ręce na piersi. - I czego ty w ogóle ode
mnie oczekujesz?
-
Przebaczenia – przeszył mnie wzrokiem. Jego czekoladowe oczy
świdrowały mnie na wskroś. Nie mogłam się oprzeć temu widokowi.
- Popełniłem błąd, zrobiłem najgorszą rzecz, pozwalając ci
odejść. Nawet nie wiesz, jak mi było trudno - „Witaj w klubie
złamanych serc.” - Proszę, wróć.
Ostatnie
słowa wywołały w moim umyśle burzę mózgów, jakiej nie zaznałam
od dłuższego czasu. Tysiące myśli przebiegło mi przez głowę.
Na pewno nie chciałam tracić z nim kontaktu. Pytanie, jak
bliskiego.
Paradoksem było wybaczyć i wrócić do siebie, gdy nadal, mimo ogromnej tęsknoty i samotności, czuło się gorycz, niepewność oraz strach.
Paradoksem było wybaczyć i wrócić do siebie, gdy nadal, mimo ogromnej tęsknoty i samotności, czuło się gorycz, niepewność oraz strach.
-
Zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa... – złapał mnie za
rękę.
Odwróciłam wzrok, spoglądając niemo na białe, idealnie identyfikujące się ze mną ściany. Jak na zawołanie wróciły wszystkie wspomnienia, począwszy od Vikersund, kiedy to zupełnym zbiegiem okoliczności wpadliśmy na siebie, kończąc na Bawarii, do której zdążyłam się przywiązać i pokochać całym sercem. Nie liczyła się w tamtym momencie Denise i jej plany mojej destrukcji.
Odwróciłam wzrok, spoglądając niemo na białe, idealnie identyfikujące się ze mną ściany. Jak na zawołanie wróciły wszystkie wspomnienia, począwszy od Vikersund, kiedy to zupełnym zbiegiem okoliczności wpadliśmy na siebie, kończąc na Bawarii, do której zdążyłam się przywiązać i pokochać całym sercem. Nie liczyła się w tamtym momencie Denise i jej plany mojej destrukcji.
Umysł
zaprzeczał, serce jednak wołało do niego.
-...
tylko błagam, wróć.
Poczułam
łzy spływające po policzkach. Były to łzy szczęścia.
- Chyba ostatecznie mogę ci wybaczyć - odpowiedziałam z uśmiechem.
*********************
Tak, moi mili, za dwa tygodnie epilog! Też się z tego powodu cieszę :D Spodziewajcie się go na dniach, zamierzam wrzucić go jeszcze przed Nowym Rokiem. ;)
A póki co, wesołych świąt kochane! :*
A póki co, wesołych świąt kochane! :*
Jestem!
OdpowiedzUsuńKurczę, chyba jeszcze nigdy nie byłam u ciebie w tak ekspresowym tempie :D
Rozdział cudowny, ale... za dwa tygodnie epilog? Żartujesz sobie chyba :(( Dlaczego, jak jest jakaś fajna historia, to musi się ona tak szybko skończyć? To niesprawiedliwe... Ale mam nadzieję, że powstanie coś nowego ^^
Ostatni akapit jest śliczny, naprawdę. Ależ nam się słodko zrobiło, bo ostatnimi czasy nie zawsze tak było. Dobrze, że postanowili dać sobie drugą szansę. To w sumie zwiastun chyba pozytywnego zakończenia całości, co? :) Oby taki był. "Detaliczne poprawki", dobry tekst, muszę go zapamiętać :D
Tobie również kochana wesołych świąt!
Buziaki :**
Ja też jestem! Tak jak koleżanka wyżej. Zbij mnie, bo przeczytałam kawał czasu temu, a nie skomentowałam, bo mnie wir obowiązków wciągnął. Well, cała ja!
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie, nie, nie. Nie epilog. Nie będzie epilogu. Prawda? Żartowałaś, nie? Bo gdzie ja Cię później znajdę w opowiadaniowym świecie? :( Wszystkie znajomości są dla mnie ważne, tak mi smutno będzie bez Twoich entuzjastycznych komentarzy na temat Toski i w ogóle bez Markusa, którego dzięki Tobie zaczęłam lubić...
Co do rozdziału - fajny. Zrobiłaś progres. Trzymasz jeden czas. Czasami kuleją przecinki i składnia, ale poza tym jest dobrze. Ale się ci amanci zlecieli do tej Kaśki. :D Jeden za drugim, a co jeden, to gorszy! Może prócz Markusa, no. Jemu się akurat należało przebaczenie, chociaż swoje za uszami ma. Ale ten Łukasz? Z choinki się urwał. I jeszcze jakieś chore aluzje do matki Kasi czynił. Takim ludziom się przybija piątki. W twarz. Krzesłem.
No nic, będę czekać na ten epilog. Ale mam nadzieję, że szybko zaczniesz pisać coś nowego!
A tymczasem życzę Ci wesołych, ŚNIEŻNYCH, rodzinnych świąt Bożego Narodzenia i wspaniałego roku 2016! :)
A jeśli masz ochotę, zajrzyj koło 16:00 na Nie-lotną, tam pojawi się krótki dodatek świąteczny. Mam nadzieję, że nie pożałujesz. :)
Przesyłam świąteczne uściski!
Charlie
HURA! Mega zakończenie. Poczułam się, jakbym wygrała z milion dolarów, a to przecież Markus uzyskał przebaczenie.
OdpowiedzUsuńChwila! Wait! Stop!
Jaki prolog za dwa tygodnie?
Nie zgadzam się!
Słyszysz/widzisz?!
Nie zgadzam!
Buziaki,
British Lady ♡
Epilog. Chodzi mi epilog, oczywiście.
UsuńBłąd rzeczowy spowodowany późną porą.
Przepraszam!
Kumpel na przykład powiedział mi o tym blogu. Na tym blogu na pewno zostanie.
OdpowiedzUsuń