Ten wieczór spędziłam w towarzystwie Zoom, która ostatnio była obiektem moich wyżalań. Z jednej strony występ w telewizji dobrze mi zrobił, z drugiej jednak, obok miłych komentarzy i gratulacji dostawałam też niemałą liczbę obelg w moją stronę, których raczej nie zdołałabym powiedzieć na głos. Byłam w szoku, że ludzie mogą doprowadzić się do takich czynów!(raczej, słów) Bezsilna włączyłam telewizję w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego programu. Nagle zadzwonił telefon. Sięgnęłam i przejechałam palcem po ekranie w celu odebrania mimo, że nie chciałam z nikim rozmawiać.
- Halo?
- Witaj, mistrzyni! - osoba po drugiej stronie była wyraźnie zadowolona. Jej głos był mi dobrze znany, przez co wywołał uśmiech na mej twarzy. Taka to już natura Ani. Potrafi mnie rozweselić i podnieść na duchu nawet w najgorszych chwilach. - Pamiętasz o jutrzejszym konkursie w Vikersund?
Na śmierć zapomniałam. Konkurs!
- Dobrze, że mi przypomniałaś. - nerwowo zaczęłam szukać wzrokiem mojej walizki, która jak się później okazało, leżała tuż obok moich nóg.
- W takim razie nie przeszkadzam ci. Pa!
- Pa! - uśmiechnęłam się i odłożyłam słuchawkę.
Wyciągnęłam walizkę spod łóżka. Od ostatniego wyjazdu minęło sporo czasu, toteż była trochę zakurzona. Przetarłam ją lekko rękawem i doprowadziłam do porządku. Długo stałam przy szafie, ten sam problem pojawiał się przed każdymi zawodami. Robiłam to tysiące razy, ale oczywiście mój umysł musiał w między czasie krążyć gdzieś między niebem a ziemią zapominając, co ma zrobić. Z tego "snu" wyrwała mnie Zoom, która wyraźnie wyczuła moje głębokie zamyślenie. Szturchnęła mnie nosem. Ocknęłam się. Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam, były czarne, zwężane dresy firmy Nike oraz szara bluza z jakimiś napisami po angielsku. Nigdy nie kwapiłam się do ich przetłumaczenia, choć angielski miałam opanowany do perfekcji. Oprócz tego spakowałam mnóstwo innych rzeczy, wytarte rurki, topy, koszule... Nie wiem, do czego mi to było potrzebne, ale zabierając ze sobą całą szafkę czułam się pewniejsza. Drugą torbę przeznaczyłam na kamizelkę, dyski, zabawki i inne pierdółki dla psa.
Kiedy skończyłam, bezwładnie rzuciłam się na łóżko, kontynuując zaczęta wcześniej czynność, czyli przeskakiwanie programów telewizyjnych w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Trafiałam kolejno na seriale, filmy akcji, komedie, bajki... Nic mi nie odpowiadało. "Jest tyle ciekawych zajęć, a ty bezmyślnie patrzysz się w ten telewizor i nic nie robisz!" Fakt, w pewnym sensie byłam leniem, czasami myślę, że gdyby nie pies, nie ruszałabym się z domu nawet na krok. Ale odpowiadało mi to. Nawet chyba bardziej niż czyjeś towarzystwo. W pewnej chwili trafiłam na coś, czego nie znoszę. Polityka! To jest chyba bardziej skomplikowane niż enigma... Mimowolnie słuchałam wypowiedzi polityków, sprzeczali się o los Ukrainy, czy wysyłać broń, czy jej pomóc... Na dole ekranu zaczęły przewijać się informacje z ostatniej chwili. Ktoś zginął, ktoś miał gdzieś wypadek, aż w końcu pojawiło się zdanie "Polscy skoczkowie przed chwilą wyruszyli do Vikersund. Czy padnie rekord świata? O tym przekonamy się za dwa dni" Pisało coś jeszcze o godzinach transmisji, o tym, kto aktualnie jest liderem, ile ma punktów, ale mnie to nie obchodziło. Chodziarz z jednej strony tak, i to bardzo! Ale nie mogłam nic poradzić na to, że mój umysł na tę wieść automatycznie się wyłączył...
Moje największe marzenie miało okazję się spełnić. Nerwowo zaczęłam szperać w internecie godziny rozpoczęcia konkursów moich i tych, w których będą rywalizować skoczkowie. Nie pokrywały się. Jakie szczęście! Zarezerwowałam bilety na oba konkursy na mamucie. W tej chwili przeszył mnie okropny ból brzucha. "Dziewczyno, kiedy ty ostatnio jadłaś?" No tak, tyle wrażeń jak na jeden dzień na pewno nie odbiło się pozytywnie na moim zdrowiu. Ostatnimi siłami podeszłam do lodówki i wyjęłam pierwszy lepszy serek naturalny. Zjadłam go łapczywie, po czym weszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Wychodząc z niej, mało nie zabiłam się o próg. "I ty w takim stanie chcesz jechać do Norwegii?" Nie było mowy o odwrocie. Odbywały się tam nie tylko loty, ale ważne dla mnie kwalifikacje do nadchodzących Mistrzostw Świata w Japonii. Nie mogłam się załamać. Położyłam się na łóżku i natychmiast zasnęłam.
*************************
Następnego dnia nie czułam się w cale lepiej. Tym razem ból przeniósł się z brzucha na Bogu ducha winną głowę, która ledwo co wytrzymywała agresywne ataki. Nie było wyjścia. Połknęłam tabletkę, przepiłam wodą i poczekałam chwilę, aż ból ustąpi. Nie ustąpił, ale nie był już tak nasilony, jak wcześniej. Doprowadziłam się do porządku, założyłam ubrania, a psu szelki norweskie (nie bez powodu!). Ruszyłyśmy przed dom. Na podjeździe czekała już taksówka, którą w między czasie zamówiłam. Podjechaliśmy na lotnisko. Pies wyszedł pierwszy, ja za nim. Wydałam komendę "zostań!", po czym wyciągnęłam walizkę z bagażnika. Uprzejmie podziękowałam taksówkarzowi i udałam się da środka. Czekała tam na mnie już cała Polska ekipa, z Anią, oczywiście.
- Już myślałam, że odpuścisz zawody - powiedziała.
- Ja? Myślałam, że dobrze mnie znasz - mimowolnie uśmiechnęłam się, choć w głębi duszy żałowałam tego wyjazdu. Nie było jednak odwrotu.
- Nie wiem, czy ktoś na świecie będzie potrafił ci przemówić do rozsądku - parsknęła.
- O to się nie musisz martwić - pokazałam moje zażenowanie, co nie spotkało się z aprobatą u znajomych. Ania zauważyła, że coś jest ze mną nie tak. Podeszła, złapała za rękę i z troską w głosie, powiedziała.
- Nie musisz jechać. Udowodniłaś, ze jesteś najlepsza i każdy to wie. Nie musisz pokazać tego kolejny raz. Dla nas i tak będziesz mistrzynią! - słowa przyjaciółki podniosły mnie na duchu, byłam jednak nieustępliwa.
- Dam radę - na mojej twarzy nareszcie zagościł szczery uśmiech.
*************************
Mam nadzieję, że post Wam się podoba. Z czasem wątek psów powoli zacznie znikać, a zacznie krążyć w okół skoków.
Zostawiam do Waszej oceny! :))
Chciałabym jeszcze serdecznie podziękować Milce za pierwszy komentarz. Nic tak nie cieszy jak kilka ciepłych słów :* Postaram Was nie zawieść!
(od dziś posty będą pojawiać się w każdy weekend)
Komentujesz = MOTYWUJESZ!
Miałam wpaść do Ciebie zaraz po tym, jak przeczytałam Twój komentarz, ale maraton sprawdzianowy mi to uniemożliwił -.- Mam nadzieję, że się nie gniewasz <3
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że bardzo mnie zaskoczyłaś swoją historią, bo jest dość oryginalna ^^ Masz fajny styl, bardzo przyjemny do czytania :) Aż szkoda, że tak krótko, bo chciałoby się więcej. Czekam na dalszy rozwój akcji, bo jestem pewna, że jeszcze nie raz nas zaskoczysz ^^
Buziaki :**
PS. Zapraszam na dwójkę. Mam nadzieję, że wpadniesz :)
Jejciu jejciu dziękuję bardzo <3 Twoja historia MEGA ! Coś innego i do tego twój styl pisania jest taki lekki ze bez problemu trafia do czytelnika :D I Norwegia moja haha wiesz co najlepsze <3 <3 Jestem ciekawa jak wszystko się potoczy i... Co stanie się w Vikersund :) Weny kochana i czekam na jest ;*
OdpowiedzUsuńTo dopiero początki, ale muszę przyznać, że zapowiada się dość przyjemnie. Naprawdę, masz dość przystępny styl pisania, prolog i rozdział zostały napisane w dość lekki sposób. Za wielki plus uznaję u Ciebie posługiwanie się dość poprawną polszczyzną (nic tak nie boli, jak rażące błędy w opowiadaniu). Jedyne, do czego się w tej kwestii przyczepię, to brak akapitów (ogółem oraz tych przed dialogami) i spacji pomiędzy myślnikami i tekstem w dialogu.
OdpowiedzUsuńCo do samego tekstu - pomysł na bohaterkę masz dość nieszablonowy. Ani dziennikarka, ani przyjaciółka skoczka, ani nie jakaś przeciętna fanka. Ciekawi mnie, jak dalej to pociągniesz - tutaj już pozostaje mi mieć tylko nadzieję, że dalej będzie nieszablonowo :)
Pozdrawiam,
Frigusek (www.skok-do-niesmiertelnosci.blogspot.com)
zapraszam na piąteczkę http://przedtem.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń+skomentuję w weekend, będzie więcej czasu :)
No, ja myślę, że najlepszą częścią tej historii jest, jak napisała koleżanka wyżej, nieszablonowość bohaterki, tj. fakt, że nie jest żadną psiapsiółą ze szkolnej ławy/dziennikarką/fanką/psycholog. I tak, jak napisała moja poprzedniczka - akapity, spacje, czasem duże litery w dialogach (na ten temat można długo mówić, ale wielu ludzi tego nie rozumie, więc "luz w dupie" :D).
OdpowiedzUsuńNo, na razie nie ma co mówić, rozdziały rzeczywiście krótkie (w porównaniu z moimi - na pewno) i pozostaje mi czekać na ciąg dalszy. (: Czyli... poczekam sobie tydzień, tak? :D Zobaczymy, kto tutaj zagra "pierwsze narty", czyli kto będzie tutaj skoczkowym numerem jeden. Osobiście mam swój typ, ale się nie zdradzę. :D Bo to tylko początkowe obstawianie. Pożyjem, obaczym. Myślę, że Zoom mogłaby być przyczynkiem do poznania latającej ekipy. B-) Ale się zobaczy, jak to wymyśliłaś.
Pozdrawiam, całuję i ściskam!
Charlie