wtorek, 17 marca 2015

PROLOG

     Zacznę od tego, że niedawny występ w telewizji mocno odbił się na moim życiu codziennym. Nagle z dnia na dzień zaczęłam dostawać tysiące wiadomości z gratulacjami. Mimo, iż ta cała moja "szopka", jaką odstawiłam przed kamerami nie za bardzo mi się podobała i po kilku dniach doszłam do wniosku, że zrobiłam z siebie kompletne pośmiewisko, ludziom najwyraźniej się to spodobało. Wróciłam do tego dnia. 
Ogromna sala, dziesiątki ludzi, sportowcy, których tyle razy oglądałam w "kolorowym pudle", telewizyjne osobliwości i ja, pomiędzy nimi. Szara myszka, która, według wielu, z prawdziwym sportem miała mało do czynienia. Ceremonia zaczęła się, wywoływano po kolei kandydatów, aż przyszła kolej na mnie. Widziałam na twarzy innych to zdziwienie, kiedy przedstawiono mnie słowami "Kocha góry, lecz to nie halnemu nakazuje, gdzie ma się pojawić. Robi to z latającymi dyskami, za którymi podążają jej czworonożni towarzysze"(tak na marginesie - napisałabym to lepiej!). Mimowolnie weszłam na scenę, podziękowałam za wręczenie nagrody i zaczęłam swoją przemowę, której, szczerze mówiąc, nie pamiętałam następnego dnia. Wszystko zaczęło się układać w jedność po obejrzeniu filmiku z ceremonii. Kiedy skończyłam, usiadłam obok żony Roberta Lewandowskiego, Anny. Czułam w niej kobiecą solidarność, którą razem próbowałyśmy przełamać w gronie mężczyzn.
     Kiedy już wszyscy sportowcy siedzieli na sofach, przyszedł czas na ogłoszenie wyników. Kolejni wielcy ludzie "odpadali", aż zostałam ja, Mariusz Wlazły i Kamil Stoch. W głębi serca liczyłam, że zajmę ostatnie miejsce, o wygranej nie wspominając! Pierwszy odpadł Mariusz, aż zostałam z podwójnym Mistrzem Olimpijskim, Mistrzem Świata i zdobywcą Kryształowej Kuli, którego obecność nieco mnie onieśmielała. W końcu był moim idolem, cóż, odkąd zaczął karierę sportowca. 
Niecierpliwiłam się. Kolejne sekundy dłużyły się w nieskończoność. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że chwila ta trwa niespotykanie długo. Zakończyła się... moim zwycięstwem! Byłam chyba bardziej zdziwiona niż wszyscy ludzie zgromadzenia w sali razem wzięci. Gdyby ktoś na początku mojej kariery sportowej powiedział mi, że za kilka lat będę stała obok najlepszych czekając na wyniki najlepszego sportowca roku (którym po czasie okazałam się ja), serdecznie bym go wyśmiała i powiedziała, że jest skończonym idiotą. 
     Po ceremonii dostałam gratulacje, poklepywano mnie po ramionach, całowano po policzkach... I nie było to miłe uczucie wiedząc, że najlepsi stali się w obecnej chwili gorsi, a tą silniejszą okazała się młoda dziewczyna nakazująca psom skakać po frisbee lub pokonywać tor agility. Poczułam się głupio, lecz po chwili zatopiłam swoje smutki w alkoholu.
     Ten wieczór na zawsze zapadnie mi w pamięć i posiedzi tam dopóty, dopóki Ktoś tam na górze nie przesądzi o moim prawie bytu. 
                                                      ****************
No to jest, pierwszy "treściwy", że się tak wyrażę, post :D Jestem z niego na prawdę zadowolona!
Nie chciałam wszystkiego ujawniać, reszty dowiecie się w kolejnych rozdziałach :))
Post zostawiam do waszej oceny i liczę, że spotka się z dużym gronem zadowolonych odbiorców :))

Btw. notki będą pojawia się regularnie, co piątek. W głowie mam poukładana historie mniej więcej do połowy, także bądźcie cierpliwi! :***

2 komentarze:

  1. Świetny post ;) Zaciekawiłaś mnie :* Zostanę tutaj dłużej :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i oczywiście życzę powodzenia i weny <3
    Buziaczki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę :))

      Usuń

Bardzo proszę, aby wiadomości o nowych rozdziałach zamieszczać w przeznaczonej do tego zakładce SPAM :))
Pozdrawiam!
I M A G I N E