Zatrzymałam
się i złapałam oddech. Cała się trzęsłam. Jeszcze to do mnie
nie docierało. Przetarłam zmęczone oczy, pod którymi czułam
jeszcze słone łzy. Nie, nie mogę okazać skruchy. Muszę się
wziąć w garść. Nie w takie konflikty popadałam i nie z takich
konfliktów wychodziłam cało. Tylko jak ja mu teraz w oczy
spojrzę...?
Otworzyłam
po cichu drzwi licząc na to, że wejdę do mieszkania niezauważona.
Potrzebowałam chwili spokoju, uporania się z myślami bez
ingerencji drugiej osoby. Przeliczyłam się.
-
Denise o wszystkim ci opowiedziała? - zapytał Markus, wspierając
się o kulach i patrząc na mnie przygaszonym wzrokiem.
-
Tak – odpowiedziałam lekko drżącym głosem.
-
Kaśka – podszedł do mnie, niezgrabnie kuśtykając – bez
względu na to, co usłyszałaś, to wiedz, że to, co nas łączy
nie jest przejściowe i krótkotrwałe...
-
… A wraz z nadejściem sezonu byś mnie nie porzucił? To chciałeś
powiedzieć? - wyprzedziłam jego myśli. Byłam wściekła na niego.
Jak cholera. - Kiedy ty miałeś zamiar mi o niej powiedzieć?
Dlaczego mnie nie uprzedziłeś!
-
A co miałem powiedzieć? „Hej, kochanie, to jest Denise, moja
była, mam nadzieję, że się polubicie”?
Parsknęłam
śmiechem.
-
I chłopcy o wszystkim wiedzieli, mam rację? - Przytaknął
twierdząco. - Świetnie!
-
Kasia, proszę, nie kłóćmy się...
-
Było zbyt kolorowo. Dlaczego ja nic nie zauważyłam?! Dlaczego
byłam taka głupia?!
-
Nic mnie z nią nie łączy! - próbował się tłumaczyć.
-
To jedna z twoich zasad? „Nigdy nie wchodź dwa razy do tej samej
rzeki”?
-
Zmieniłem się. Dla ciebie! Nie widzisz tego?
-
Zatajając przeszłość?
-
Chciałem cię chronić!
-
Przed czym?
-
Przed tym, co spotkało chociażby Denise. Ona jest chorobliwie
zazdrosna. Chce zniszczyć nasz związek a sprowokowanie ciebie było
częścią jej planu.
Zamknęłam
oczy. W mojej głowie panował istny zamęt. Nie byłam już niczego
pewna.
-
Kasia... - podniosłam wzrok – daj nam jeszcze jedną szansę.
-
Przecież to nic nie da. Ona musi zniknąć z naszego... twojego
życia raz na zawsze. Obiecasz mi to?
Półmrok
otulał wiatrołap, na którego krańcach staliśmy z Markusem,
wpatrując się w siebie niepewnym wzrokiem, a niezręczną ciszę
przerywało jedynie jednostajne pomrukiwanie psa gdzieś z głębi
mieszkania.
-
Obiecuję – wyszeptał po chwili.
*********************
-
Wiesz, że to już drugi raz?
Spojrzałam
na Anię pytającym wzrokiem. Siedziałyśmy na stacji benzynowej
gdzieś w okolicach Zielonej Góry. Już jutro miały się odbyć
pierwsze zawody z cyklu DCDC, tym razem we Wrocławiu.
-
Nie wiem o co ci w tym momencie chodzi – nadal patrzyłam na
siedzącą przede mną przyjaciółkę znad nowiusieńkiego „Życia
na gorąco”.
-
Już drugi raz przyjeżdżasz do Polski – sprecyzowała – a,
cytując klasyka, „do trzech razy sztuka”.
-
Czy ty coś sugerujesz? - odkładam gazetę na metalowy stolik. Naszą
rozmowę przerywa Tomek z trzema gorącymi kawami w ręku i sznurem
psów za sobą pilnujących, aby dostawca życiodajnego napoju dotarł
na miejsce cały i zdrowy.
-
Ktoś zamawiał kawę?
Ania
wstała i pomogła koledze, po czym ponownie zajęła swoje miejsce.
-
Przypadkiem podsłuchałem waszą rozmowę – zaczął chłopak.
-
A mama nie uczyła cię, że nie ładnie podsłuchiwać? - weszłam
mu w słowo.
-
Przerywanie komuś też nie świadczy o dobrym wychowaniu – upomina
mnie starszy kolega, a ja tylko wywracam teatralnie oczami. - W
każdym razie, coś w tym jest.
-
Nie uda wam się ściągnąć mnie do Polski, już wam to mówiłam.
-
Ale my...
-
Tak, wiem, wy już to zrobiliście, ale przypominam że tylko na czas
zawodów. Postanowiłam. Zostaję w Niemczech.
-
Na stałe?! - Ania krztusi się kawą.
-
Nie, znaczy, nie wiem...
-
Oho, zaczyna się – Tomek bierze kolejny łyk napoju, przybierając
postawę myśliciela (i tak wiemy, że nim nie jest).
-
Zostało mi jeszcze dużo czasu i, błagam, nie rozmawiajmy już o
tym – westchnęłam. - No, jak wasze przygotowania do sezonu?
*********************
Spoglądałam
z trybun na Park Południowy, na którym odbywały się zawody
freestyle. Trawa przyjemne łaskotała moje palce, a Zoom z
utęsknieniem co chwila zerkała na psa wesoło biegającego za
dyskiem tuż za naszymi plecami. Zatęskniłam za tym, pierwszy raz
znienawidziłam siebie za to, że wtedy powiedziałam „stop, nie
dam rady”. Zobaczyłam bowiem, ile przez to straciłam. To był mój
świat, moje królestwo, czułam się pewnie na „swojej ziemi”.
Doskonale znałam każdy skrawek wrocławskiego parku. Uwielbiałyśmy
z Zoom tutaj przyjeżdżać, mimo że do gór, do Zakopanego było
zawsze dalej, niż z Krakowa. Poczułam dziwny ucisk w brzuchu, a
serce podskoczyło do gardła i gwałtownie urosło. Przecież nie
będę płakać!
„Oj,
coś krucho z moją psychiką. Znowu...”
-
No dalej, Pisarska, dasz radę. Tylko nie becz – wzięłam głęboki
oddech.
-
Nad czym tak rozmyślasz? - usłyszałam za plecami głos Tomka.
-
Nie ważne...
-
Mi możesz powiedzieć – spojrzał mi głęboko w oczy i zajął
miejsce obok mnie.
-
Miałeś rację, coś nie gra, coś złego się ze mną dzieje –
zaczęłam histeryzować.
-
Nie „coś”, tylko zaczynasz tęsknić. Powiedz, żałujesz tej
decyzji?
„Właśnie
o tym myślałam!”
-
To jest bardzo trudne, czasami nie, czasami się cieszę, bo mam
więcej czasu dla siebie, dla Markusa, który teraz potrzebuje mojej
pomocy; ale są dni, kiedy mocno zastanawiam się nad tym, aby
wrócić. Ale brak mi odwagi.
-
Taki monolog z twoich ust? Nie wierzę! - chłopak przedrzeźnia się
ze mną i uśmiecha kpiąco, ale mi wcale nie jest do śmiechu. - Coś
musiało się wydarzyć w tych Niemczech. Opowiadaj!
-
Nie myśl sobie, że ja ci teraz wyśpiewam wszystko jak z nut, co
się chronologicznie stało – zrobiłam minę zbitego psa.
-
Czyli jednak coś się stało?
-
Tak, stało się, ale więcej ci nie powiem – wzruszam ramionami.
-
Chodzi o Łukasza?
-
Dlaczego akurat o niego miałoby chodzić? - pytam zaskoczona.
-
Bo do ciebie staruje! Ten kretyn śmiał przyjść do nas trening i
pytał się o ciebie.
-
Zwariuję! - złapałam się za głowę.
„Czego
on jeszcze ode mnie chce?”
-
A Markus w ogóle o nim wie? Wiesz, żeby przypadkiem któregoś
pięknego ranka nie wparował do waszego mieszkania z bukietem w
ręku, błagając o przebaczenie.
-
Nie, nie wie – odpowiadam po chwili cicho.
-
Dlaczego?
-
Wolę wierzyć, że jeżeli mnie skrzywdzi, to nieświadomie.
*********************
Wróciłam
do Niemiec. Trochę podbudowana i pełna sił, ale nadal niepewna
swego i swoich zamiarów. Ale wróciłam. Na przekór Ani, która
upierała się przy tym, abym została „jeszcze tydzień” (w
porywach do końca wakacji). Mało brakowało, a rzeczywiście bym
została. Jej argumenty były tak mocne, że byłam już w trakcie
rozpakowywania walizek. Na szczęście (lub nieszczęście)
przypomniałam sobie rozmowę z Tomkiem i to, że Łukasz sobie o
mnie nagle przypomniał i postanowił zawalczyć. Bezpośrednia
konfrontacja z nim oznaczałaby złamanie immunitetu i ponowne
podłamanie psychiki.
A
im bliżej byłam celu, tym bardziej niepewność przybierała na
sile.
Przejeżdżałam
właśnie przez centrum
Veitsbronn,
kiedy
zobaczyłam Markusa kuśtykającego wzdłuż chodnika. I
prawdopodobnie nie zdziwiłby mnie ten widok, gdyby nie
to, że
tuż u jego boku, dumnie kroczyła Denise.
*********************
Moje
serduszko krwawi. Krwawi dlatego, że kwalifikacje zostały odwołane.
Mam nadzieję, że zostanie nam to wynagrodzone jutro (w sumie, to
dzisiaj :P) i w niedzielę.
A!
I nareszcie mam pomysł na zakończenie tego wyżej! Ale nie bójcie
się, póki co nie wyznaczyłam daty epilogu, jeszcze ich trochę
pomęczę :D
Jeszcze
tak na marginesie dodam, że nasz wspaniały maszer, Igor Tracz,
został dwukrotnym mistrzem świata w psich zaprzęgach! Mistrzynią
została zaś Ania Jarecka. Ktoś
bardzo mądry powiedział, że gdyby to była dyscyplina olimpijska,
prawdopodobnie nie mielibyśmy sobie równych :D
O
ich powrocie z Kanady do Polski się nie wypowiem, bo mi zwyczajnie
wstyd za kochany i niezawodny rząd. A ciekawskich przekierowuję do
tego filmiku.
Pozdrawiam! :))