Słowa
potrafią ranić, czasami mocniej, niż czyny. I o ile przed
uniesioną dłonią potrafimy się obronić, to przed verbum, którymi
czasami jesteśmy bombardowani nieoczekiwanie i wbrew naszej woli –
nie zawsze. Nie wierzymy, nie chcemy wierzyć w ich prawdziwość,
zaklinamy rzeczywistość i nie dowierzamy, co i kiedy przeoczyliśmy.
Boli...
-
Nieźle się urządziłeś - powiedział młodszy z Andreasów,
przyglądając się jednocześnie gipsowi na nodze Markusa.
-
Nie powinieneś być przypadkiem na treningu? - zauważyłam, unosząc
brew.
-
Już mnie wyganiasz? - Andi zrobił minę zbitego psa. Wyglądał
zupełnie jak Zoom, kiedy nie pozwalałam zjeść jej apetycznego
ciasteczka ze stołu.
-
Ja po prostu troszczę się o twoją przyszłość – odpowiadam z
uśmiechem. - Jeszcze mi za to podziękujesz.
Wellinger
spojrzał na zegarek.
-
Jestem spóźniony dokładnie pięćdziesiąt osiem minut. Trener nic
mi nie zrobi, prawda?
-
Tryb masowego zabijania włącza mu się dopiero po dwóch godzinach
nieobecności – dodaje Markus. - Ale radziłbym ci się śpieszyć.
-
Wam to dobrze – dopił kawę i postawił kubek z impetem na
szklanym stoliku. - Nie będę przeszkadzał.
-
A kto powiedział, że przeszkadzasz? - zapytałam.
-
Ty – wyszczerzył się młody Niemiec.
-
Fakt, w takim razie zmykaj! - zaczęłam się śmiać i odprowadziłam
gościa do drzwi. - Powodzenia!
-
Nie dziękuję. Cześć! - Naciągnął kurtkę i wyszedł z
mieszkania.
Dzień
był wyjątkowo brzydki jak na maj. Od samego rana padał deszcz i
nie zapowiadało się, aby w najbliższym czasie przestał. Po szybie
spływały pojedyncze krople, powoli zapadał zmrok. Są takie dni w
roku, kiedy odechciewa się żyć. I to był właśnie między innymi
jeden z tych dni...
Usłyszałam
dźwięk dzwonka. Zoom gwałtownie podskoczyła na legowisku,
rozglądając się na wszystkie strony. Podrapałam ją za uchem i
podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam...
-
Denise? Co ty tutaj robisz?
-
Cześć, ja tylko przyszłam ci podziękować za ten wywiad.
Wykładowcy bardzo się on podobał – odpowiedziała zadowolona,
jakby właśnie przebiegła maraton.
Woda
lała się z dachu strumieniami, a drzewa uginały się od
szalejącego wiatru. Czy ta dziewczyna ma nierówno pod sufitem?
-
No, wiesz... To dobrze... Może wejdziesz? - Zaczęłam mieć obawy,
co do jej osoby. Wydawała mi się strasznie podejrzana. Wodziła
wzrokiem po całym mieszkaniu, w ogóle nie skupiając swojej uwagi
na mnie. Ona coś ma za uszami, czuję to.
-
Nie, nie... Muszę wracać. - Nagle jej wyraz twarzy gwałtownie się
zmienił. - Jest Markus? - zapytała po chwili.
„Od
kiedy oni są na „ty”?”
-
Jest, ale nie może przyjść. Mam mu coś przekazać?
-
Nie ma takiej potrzeby, to nic ważnego. Jeszcze raz dziękuję! -
zniknęła w czeluściach przydomowego ogródka, kierując się w
stronę drogi.
„Coś
tutaj nie gra...”
*********************
Denise
Zimmermann, Denise Zimmermann... Przecież ona musi istnieć gdzieś
w sieci!
W
końcu trafiłam na bardzo ciekawy artykuł. Treść również bardzo
ciekawa. Ręce zaczęły mi drżeć.
„O
nie.”
-
Już wstałaś? - podskoczyłam na krześle kuchennym, słysząc głos
Markusa tuż za plecami. Gwałtownie zamknęłam laptopa.
-
Zoom mnie obudziła – odpowiedziałam, mało wiarygodnie i
przekonująco. Suczka podniosła głowę z legowiska i lekko ją
przechyliła.
-
Na pewno? - Cholera, jak on mnie dobrze zna! - Wszystko w porządku?
-
Tak, w jak najlepszym – zapewniłam z uśmiechem. Wibrujący
telefon uratował mnie od dalszych przesłuchań.
OD:
DENISE
Możemy
się spotkać? Tam, gdzie ostatnio.
-
Przejdę się z Zoom. - Bez zastanowienia wstałam i skierowałam się
w stronę wyjścia, w międzyczasie zabierając smycz z przedpokoju.
-
Ale, Kaśka!
-
Wrócę za 10 minut! - rzuciłam w progu i trzasnęłam drzwiami.
*********************
-
Powiesz mi w końcu o co ci chodzi? - fuknęłam na Niemkę siedzącą
naprzeciwko mnie. - Dlaczego mnie tu ściągnęłaś?
-
Chciałam ci podziękować za ten wywiad, bardzo mi pomógł –
upiła łyk kawy, wyraźnie nie zrażona moimi słowami. Mówiła to
z taką pewnością i przekonaniem, że widać było na kilometr jej
nieczyste zamiary.
-
Z tego co pamiętam, zrobiłaś to wczoraj, o ósmej wieczorem, kiedy
na dworze szalała burza – prychnęłam.
-
Nie rozumiem powodu twojej złości – odłożyła porcelanową
filiżankę na drewniany stół. - Pokrzyżowałam ci plany,
wyciągając cię z domu o tak nieludzkiej porze? - uniosła brew i
uśmiechnęła się ironicznie.
Bezczelna
baba. Powoli traciłam do niej cierpliwość.
-
Okey, to może wytłumaczysz mi, do czego potrzebny był ci Markus?
Kolejny wywiad? - stuknęłam kilka razy paznokciem o stół,
oczekując odpowiedzi.
„Mam
cię”
-
A nawet jeśli, to co? Dziennikarzy też do niego nie dopuszczasz? -
podniosła głos, a mi puściły nerwy.
-
Z całym szacunkiem, ale jakoś nie chce mi się wierzyć w te
wszystkie „wywiady”. Bo kłamać to ty nie umiesz, kochana –
uśmiechnęłam się w geście triumfu.
-
Chcesz poznać prawdę? - odpowiedziała po chwili. - Prawda boli.
-
Nie bardziej niż czyny. – Zoom zaczynała wyczuwać budujące napięcie między mną a Denise. Instynktownie zaczęła pchać mi
się na kolana i mruczeć w jej języku.
-
Jestem zdziwiona, czemu Markus nie powiedział ci o tym wcześniej –
spuściła wzrok i zaczęła obracać łyżeczkę w dłoni.
-
Nie powiedział: o czym? - dopytywałam.
-
Zawsze lubił chwalić się swoimi dziewczynami, zważywszy na to, że
zmieniał je wraz z nadejściem nowego miesiąca – mówiąc to
wypuściła sztuciec z ręki, co zwróciło uwagę kilku osób. - Ja
byłam jedną z tych, które trzymały się najdłużej.
Serce
podskoczyło mi do gardła. Zamknęłam oczy. Nie czułam, żeby
biło, bo bić powinno, wciąż, nawet po tym, co usłyszałam.
Jedynie ogromny ból przeszywający moją klatkę piersiową, jakby
ktoś próbował ją rozerwać. Może nie biło dlatego, że zostało
złamane. I zatrzymało się...
-
Uprzedzałam – Niemka wyszczerzyła się d o mnie, wyraźnie
zadowolona.
Nie
byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Pod powiekami
poczułam mokre łzy, które czekały, aż dam upust emocjom.
-
To jest bardzo dziwne, że nic takiego nie mówił. A może
zwyczajnie się tobą zabawia...?
-
Skończ! - krzyknęłam, a na policzku pojawiła się strużka łez.
-
No i znowu podnosisz głos, a nie potrzebnie – dopiła kawę. - Ja
po prostu stwierdzam fakty.
Złość
pomieszana z rozpaczą gotowała się gdzieś we mnie głęboko i
tylko czekała, aż ulegnę. Ona dobrze o tym wiedziała i
sukcesywnie realizowała swój plan mojej destrukcji. Widząc moje
zakłopotanie, uśmiechnęła się złośliwie.
-
Nie złość się na mnie, skarbeńku. To nie jest facet dla ciebie.
I ty dobrze o tym wiedziałaś już wtedy, kiedy on robił pierwsze
kroki.
-
Skąd wiesz? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-
Mam znajomości w kadrze – pokazała aparat na zębach.
„Laura...”
Tego
było za dużo. Za dużo jak na mój tok i tempo myślenia. Miałam
ochotę zapaść się pod ziemię, wcześniej wymierzając jej
solidnego liścia w tę jej piękną buźkę. Wstałam i pociągnęłam
za sobą psa. Ona jednak mnie zatrzymała.
-
Przemyśl to, co ci powiedziałam. Na twoje miejsce czeka kilka
innych dziewczyn, które chętnie...
-
Zamknij się! Nie masz prawa tak o nim mówić. On się zmienił, ja
w to wierzę.
-
Nadzieja matką głupich.
Nie
miałam siły. Wyszłam z kawiarenki i zdając się tylko na pamięć,
szłam w kierunku domu Markusa. Nie kontaktowałam ze światem, Zoom
ledwo co dotrzymywała mi kroku i kilkakrotnie ratowała od rychłej
śmierci pod kołami pojazdu. W ciągu tych kilku minut straciłam
najważniejszą osobę w moim życiu, której przez ostatnie miesiące
powierzałam wszystkie moje smutki i dawałam upust emocjom. On z
anielską cierpliwością znosił moje humory i pomagał mi wyjść
na prostą. Ale nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że może być
taki, jak Łukasz. Nie On. Każdy, tylko nie ON.
*********************
No
dobra, jakoś to napisałam. I nie, wcale nie jestem zadowolona z
tego u góry. Ale cieszy mnie fakt, że w ogóle udało mi się
napisać ten rozdział w miarę ekspresowym tempie (zarwałam tylko
dwie noce!). I nie wróżę szybkiego powrotu. Nadal szukam tej jędzy potocznie nazywanej weną, która gdzieś mi się zagubiła ostatnimi czasy.
~*~
Od
8 do 11 października odbywały Mistrzostwa Świata w agility, w
których brali udział również Polacy. I duma mnie rozpiera, kiedy
patrzę na statystyki: jeden brąz i co najważniejsze – złoto!
Brąz
wywalczyliśmy drużynowo w niezastąpionych mediumach. Rok temu co
prawda było złoto, ale tym razem do Bolonii zjechała się czołówka
w całej swojej krasie, a i nam uciekło troszkę sekund.
Miłą
niespodziankę sprawiła nam za to Monika Rylska, która wraz z Chicą
„wybiegały” sobie indywidualnie złoto w large, miażdżąc
przeciwników prawie 2-sekundową przewagą! media oczywiście nie
wspomną, oni wolą użalać się nad polskim futbolem i niedzielnymi wyborami :')
Dla
ciekawych i ciekawskich:
Tak
biegały mediumy: klik
Dekoracja: klik
Tak
biegała Monika z Chicą: klik
Dekoracja: klik
Pozdrawiam!
:))